Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 12:40
Przeczytaj!
Reklama

Szpieg z Krajenką w życiorysie - historia Henryka Brodziaka

Podziel się
Oceń

Henryka Brodziaka poznałem kilkanaście lat temu. Przyznam, że z wielu względów darzyłem sympatią tego człowieka. Najbardziej za jego miłość do historii Krajny, w tym zwłaszcza za niezwykle ważne opracowanie "Czy to było wyzwolenie?", które dokumentowało zbrodnie sowietów na Ziemi Krajeńskiej w 1945 roku. Henryk Brodziak to także Honorowy Obywatel Miasta Krajenka. Nie tylko jednak z tego względu powinien budzić szersze zainteresowanie.
Szpieg z Krajenką w życiorysie - historia Henryka Brodziaka

Źródło: źródło fotografii: Krajeńskie drogi do Niepodległej, Kraków 2020

Urodził się 29 maja 1925 roku w miejscowości Zwierzyniec (powiat częstochowski). Jego rodzicami byli Józef i Józefa z domu Kozak. Ojciec pracował w Nadleśnictwie Panki oraz prowadził z żoną niewielkie gospodarstwo. Do momentu wybuchu II wojny światowej Henryk Brodziak uczył się w Szkole Powszechnej w Zwierzyńcu oraz Gimnazjum w miejscowości Panki. Przez pierwsze lata niemieckiej okupacji pracował zaś w gospodarstwie rodzinnym. Później, chodzi o lata 1942-1945, podjął zatrudnienie jako robotnik przy uprawach i eksploatacji lasów w Nadleśnictwie Panki. Prawdopodobnie miał w tym czasie związki z konspiracją. Wskazuje na to legitymacja członka Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej, którą otrzymał tuż po przemianowaniu PRL na III RP. Dokumenty wytworzone w latach 90. XX wieku określają, że do konspiracji przystąpił w 1944 roku i nosił w niej pseudonim „Michał”. Niestety nie udało się dotrzeć, poza tym krótkim zapisem, do bardziej szczegółowych informacji na temat jego działalności w podziemiu. Należy też nadmienić, że w dokumentach śledczych komunistycznej bezpieki (odnoszących się do jego rzekomej działalności szpiegowskiej w latach 50. XX wieku), nie pojawiają się zapisy, w których określony byłby jako były członek AK.

Po zajęciu ziem polskich przez sowietów (tzw. "wyzwolenie") Henryk Brodziak zaliczył awans społeczny. W listopadzie 1945 roku objął funkcję gajowego. Dwa lata później został przyjęty na kurs dla leśniczych w Zagórzu, który ukończył w lutym 1948 roku. Po krótkim pobycie w Nadleśnictwie Panki został przeniesiony przez Ministerstwo Leśnictwa do miejscowości Trzebieszki (ówczesne województwo koszalińskie). W tym czasie wykonywał zawód leśniczego i mieszkał we wsi Samborsko (powiat szczecinecki). Przeniesienie na Pomorze to także początek jego pracy pedagogicznej. Mowa tu o Technikum Leśnym w Warcinie (pow. Miastko). Od 1952 roku karierę w tym kierunku kontynuował również w Technikum Leśnym w Margoninie (Wielkopolska). 

Równocześnie z awansem zawodowym rozwijała się kariera polityczna Henryka Brodziaka. W 1948 roku wstąpił do Polskiej Partii Socjalistycznej. Po jej zjednoczeniu z PPR został członkiem PZPR (partia komunistyczna). W partii pełnił funkcję sekretarza POP PZPR (Samborsko, Margonin) oraz członka Komitetu Gminnego PZPR (Okonek, Margonin). Ponadto należał do Towarzystwa Przyjaźni Polsko Radzieckiej. Wiele wskazuje, że tego rodzaju postawa miała charakter wyłącznie koniunkturalny i Brodziak z przekonania „marksistą” nie był. Sugerują to m.in. doniesienia agenturalne. Niewykluczone również, że wpływ na jego wybory polityczne miała najbliższa rodzina. Na przykład brat Bronisław był członkiem PZPR w nadleśnictwie Czastary, a brat Stanisław pełnił funkcję instruktora w Komitecie Powiatowym PZPR w Kłobucku. Omawiając ten okres jego życia warto jeszcze wspomnieć, że w trakcie przepustki w okresie odbywania przeszkolenia wojskowego (służbę rozpoczął w maju 1952 roku w Kaliszu Pomorskim) zawarł związek małżeński z Anną Zawieja, która później przez wiele lat była nauczycielką Szkoły Podstawowej w Krajence.

Początek lat 50. XX wieku słusznie uznawany jest przez historyków za szczytowy okres represji stalinowskich na ziemiach polskich. Po rozprawieniu się z antykomunistycznym podziemiem zbrojnym władza ludowa przystąpiła do bezpardonowego ataku na duchowieństwo Kościoła katolickiego. W jego tle odbywało się sztorcowanie społeczeństwa za pomocą aparatu terroru. Ten nie tylko wszędzie wietrzył spiski, sabotaże i szpiegostwo, ale również w wielu wypadkach sam je kreował. Czy ofiarą tego rodzaju polityki stał się Henryk Brodziak? Na to pytanie trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Faktem jest jednak, że przypisano mu działalność szpiegowską i został pod tym zarzutem aresztowany 21 czerwca 1954 roku w Warszawie. Wydarzenie to poprzedziło operacyjne rozpracowanie (akta kryptonim "Odra" oraz kryptonim "Leśnik"). Plan samego aresztowania opracowali por. Sawarzyński oraz kpt. Matela. Jego głównym założeniem było dyskretne zatrzymanie domniemanego szpiega. W tym celu Henryk Brodziak miał opuścić Margonin. Pretekstem do tego stał się sfingowany przez „bezpiekę” wyjazd służbowy do Ministerstwa Leśnictwa w Warszawie. Oficjalnie chodziło o instruktaż, który miał związek z organizacją wystawy w Lublinie. 

Misternie przygotowana intryga przyniosła oczekiwany przez funkcjonariuszy rezultat. Brodziak wyjechał do Warszawy i krótko po opuszczeniu gmachu Ministerstwa Leśnictwa został aresztowany. Również legenda o jego udziale w organizacji wystawy w Lublinie okazała się skuteczną mistyfikacją. W przeświadczeniu, że Henryk Brodziak przebywa w delegacji utrzymywana była np. jego żona. Oczywiście w celu uwiarygodnienia tej legendy „bezpieka” podejmowała różnego rodzaju działania operacyjne. Przykładem spreparowane listy, które Anna Brodziak otrzymywała od małżonka. Szczególnie wyrachowanym działaniem było odwiedzenie jej przez funkcjonariusza UB, który podawał się za kolegę H. Brodziaka i jednocześnie jego współpracownika przy organizacji wystawy w Lublinie. Groteskowości tej ostatniej sytuacji dodaje fakt, że w końcowym raporcie znalazła się notka, w której ten docenił gościnność Anny Brodziak. 

Czas sprawił, że obecnie nie ma już możliwości bezpośredniego dotarcia do osób, których nazwiska przewijają się w materiałach dotyczących rzekomej działalności szpiegowskiej Brodziaka. Próba odtworzenia tego fragmentu jego życiorysu możliwa jest zatem wyłącznie w oparciu o dostępne materiały archiwalne. Z dokumentów wytworzonych w okresie PRL-u wynika, że jego werbunku dokonał wiosną 1953 roku Marian Krysiak. Mężczyźni spotkali się w 1949 roku w Samborsku. Brodziak pomógł wówczas Krysiakowi (przybyłemu z jego rodzinnych stron - ziemi częstochowskiej) w znalezieniu pracy w lesie. Znajomość ta była kontynuowana po wyjeździe Krysiaka z Samborska (przebywał m.in. w Drawsku i Szczecinie). Obraz tej zażyłości obrazują szczególnie trzy epizody. Pierwszy miał miejsce w drugiej połowie października 1950 roku. Wówczas to Brodziak udał się do Częstochowy. W tej miejscowości spotkał się z Czesławem Krysiakiem. Powodem tej wizyty była chęć załatwienia fałszywych dokumentów dla Mariana Krysiaka. Drugie zdarzenie tego typu miało miejsce w lecie 1951 roku, kiedy to M. Krysiak zastrzelił kilka dzikich zwierząt niedaleko Samborska, a następnie zawiózł je do rzeźnika do Jastrowia i sprzedał na konto Henryka Brodziaka. Uczynił to prawdopodobnie bez jego wiedzy, na co wskazuje dochodzenie funkcjonariuszy MO. Ponadto w związku z tą sprawą spotkało go szereg nieprzyjemności. Interesujący jest fakt, że nie zaważyły one jednak na dalszych relacjach z Krysiakiem. Potwierdza to m.in. trzecie ze zdarzeń, które miało miejsce w listopadzie 1952 roku. Wówczas to Marian Krysiak pożyczył Brodziakowi 5 tysięcy złotych. Gest ten miał stanowić podziękowanie za udzielenie pomocy w "szczególnie gorącym dla niego okresie". Ze słów Brodziaka, złożonych już w trakcie śledztwa prowadzonego przez UB, wynika, że Krysiak w 1949 roku ukrywał się przed komunistycznymi organami bezpieczeństwa. Warto nadmienić, że na dość zażyłe relacje wymienionych mógł mieć też wpływ fakt, że Władysław Krysiak był dalszym krewnym Mariana i jednocześnie szwagrem Brodziaka.

W tym miejscu należy przyjąć hipotetyczne założenie, że Henryk Brodziak rzeczywiście był szpiegiem. Na to wszak wskazują dokumenty wytworzone przez komunistyczną "bezpiekę" i postkomunistyczne sądy III RP. Według tych pierwszych, podjęcie działalności szpiegowskiej przez Brodziaka poprzedzone zostało bezpośrednią rozmową z Marianem Krysiakiem. Miała ona zostać przeprowadzona w lutym 1953 roku w Brzeźnicy koło Jastrowia. Krysiak miał wówczas oświadczyć, że pracuje dla rządu w Londynie. Ponadto, że buduje siatkę wywiadowczą. W latach 90. XX wieku (a więc już po transformacji ustrojowej) Henryk Brodziak tak opisywał ten fragment swojego życiorysu: „W wrześniu 1952 roku otrzymałem pisemny apel od majora „Stanisława” z wywiadu wojskowego Emigracyjnego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, z prośbą o włączenie się do wywiadu o okupacyjnych jednostkach wojsk radzieckich i polskich. W ograniczonym zakresie włączyłem się do wywiadu”. W dalszej części Brodziak wyjaśnia, że działalność podjął z pobudek patriotycznych. Potwierdza to następujący cytat: „Nie żyliśmy wtedy w wolnej Polsce, była to kolonia radziecka”. Według materiałów śledczych UB, werbunek Brodziaka dopełnił się w ostatnich dniach lutego 1953 roku w Margoninie. Widomym tego znakiem stało się przekazanie mu przez Krysiaka materiałów służących do pracy szpiegowskiej. Ta, według dokumentów wytworzonych przez UB, polegała na zbieraniu informacji z dziedziny wojskowości (m.in. na temat lotniska w Nadarzycach, lotniska w Lipce oraz stacjonujących w regionie sowieckich wojskach) i następnie wysyłaniu ich do angielskiego ośrodka wywiadowczego w Niemczech Zachodnich. Materiały śledcze wskazują nawet adresy kontaktowe (Londyn, Dusseldorf) i opis technik przekazywania materiałów wywiadowczych (pismo utajone, treść można było zobaczyć dopiero po zastosowaniu specjalnej substancji). Listy z Zachodu kierowane były zaś na adres teścia Brodziaka, który mieszkał w Kijaszkowie. Nie był on jednak elementem siatki szpiegowskiej - tak wynika z dokumentów wytworzonych przez UB. Określają one również to, że Henryk Brodziak zaprzestał jakiejkolwiek działalności wywiadowczej już jesienią 1953 roku. Krótki charakter współpracy z wywiadem potwierdza także relacja Brodziaka z lat 90 XX w. W tym miejscu należy jeszcze podjąć próbę oceny ciężaru przekazywanych informacji. Określa go m.in. postanowienie Wojskowego Sądu Garnizonowego w Poznaniu z dnia 15 lipca 1957 roku, które było pozytywną odpowiedzią na prośbę Brodziaka o warunkowe zwolnienie z więzienia. Jego fragment brzmi następująco: „Z materiałów sprawy wynika, że skazany (Brodziak) ograniczył swoją działalność szpiegowską do przypadkowo uzyskanych wiadomości, wiadomości były nieliczne i miały charakter ogólnikowy”. 

Tak więc przy założeniu, że Henryk Brodziak był szpiegiem, w świetle dotychczas przedstawionych informacji można dojść do następujących wniosków. Pierwszy jest taki, że zakres jego współpracy nie był długi. Drugi natomiast mówi o tym, że waga przekazywanych spraw nie była istotna. Pozostaje odnieść się jeszcze do słów Henryka Brodziaka, które padły już po tzw. transformacji ustrojowej. Brzmiały one następująco: „W wrześniu 1952 roku otrzymałem pisemny apel od majora „Stanisława” z wywiadu wojskowego Emigracyjnego Rządu Rzeczypospolitej Polskiej w Londynie, z prośbą o włączenie się do wywiadu o okupacyjnych jednostkach wojsk radzieckich i polskich". Rzeczywiście taka osoba istniała w polskim wywiadzie. Niewykluczone bowiem, że chodzi o Stanisława Laurentowskiego ps. Stanisław Lorenz - szefa Samodzielnej Placówki Wywiadu „Bolivar”. To oczywiście tylko spekulacja. Brak bowiem dotarcia do materiału źródłowego, który mógłby potwierdzić związki Brodziaka z Laurentowskim.

Dostępne dokumenty archiwalne nie pozwalają na bezdyskusyjne określenie miejsca, czasu i okoliczności dekonspiracji działalności szpiegowskiej Henryka Brodziaka. Wskazują jedynie na okres początkowy zainteresowania się nim przez komunistyczne organa bezpieczeństwa. Mowa tu o końcu 1953 roku. Miało to bezpośredni związek z wnioskiem o wydanie pozwolenia na broń, który został uzasadniony łowiecką pasją i pracą zawodową. Sprawę załatwiono zresztą pozytywnie na początku 1954 roku. „Bezpieka” w kolejnych miesiącach kontynuowała jednak dalsze rozpracowanie. Początkowo pod dokumentami widniały nazwiska funkcjonariuszy z Chodzieży (m.in. Edmunda Zwolińskiego). Natomiast od wiosny 1954 roku także podpisy oficerów z Sekcji II Wydziału I WUd/sBP w Poznaniu oraz Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Warszawie. Tak więc do momentu aresztowania Brodziaka, prowadzono wobec niego szereg czynności operacyjnych. Między innymi 13 maja 1954 roku Kierownik Sekcji II por. Sawarzyński przyjechał na teren powiatu chodzieskiego spotkać się z informatorem „Iwanowskim”, który miał bezpośredni kontakt z rodziną Brodziaków. Dlaczego? To pytanie pozostaje otwarte.

Przypominam, że Henryk Brodziak został zatrzymany pod zarzutem szpiegostwa 21 czerwca 1954 roku w Warszawie. Później przesłuchiwany był w Warszawie i Poznaniu. Brak informacji na temat rodzaju zastosowanych wobec niego tortur. Warto jednak pamiętać, że była to standardowa metoda śledcza w tamtym okresie. Zachowane zapisy wskazują, że podejmował próby poprawy swojej sytuacji. Jednym z elementów tej strategii stało się powoływanie na lojalną postawę w pierwszym okresie utrwalania władzy ludowej na ziemiach polskich. Przykładem zeznanie złożone przed ppor. Edmundem Leszczyńskim z WUBP w Poznaniu (czerwiec 1954). Mowa w nim, że Brodziak brał udział z funkcjonariuszami UB i MO w zwalczaniu "leśnego podziemia" na terenie Zwierzyńca w 1947 roku. Oczywiście do tego rodzaju deklaracji należy podchodzić z ogromnym dystansem, bo mogła ona stanowić jedynie desperacką próbą obrony i nie mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wiarygodne wydają się za to słowa, że dobrowolnie zakończył działalność szpiegowską  już jesienią 1953 roku. Potwierdza to m.in. fakt, że wydał wówczas polecenie żonie Annie, by ta spaliła listy przychodzące od Mariana Krysiaka. 

Postawa Henryka Brodziaka w trakcie śledztwa nie była prawdopodobnie heroiczna, co można zrozumieć zważywszy na ówcześnie stosowane metody śledcze. W dokumentach „bezpieki” znajdują się zapisy, że "informacji udzielał chętnie" i były one zgodne "z doniesieniami agentury celnej". Dotyczyły one przede wszystkim osób, które miały styczność z Krysiakiem. Mowa głównie o Bolesławie Astapczyku z Samborska koło Jastrowia oraz Mieczysławie Duliku – mieszkańcu miejscowości Prądy w powiecie wałeckim, który w okresie niemieckiej okupacji należał do Narodowych Sił Zbrojnych. Brodziak w trakcie śledztwa wspominał również o Marianie Krysiaku. Niestety nie udało się odnaleźć zbyt wielu informacji na temat tej osoby. Dlatego nie mogę podeprzeć dowodami hipotezy, że mógł być on świadomym lub nieświadomym narzędziem w rękach UB. Podobnie tego, że miał związki z wywiadem. Dokumenty archiwalne sugerują jedynie, że działał w partyzantce, niewykluczone, że również antykomunistycznej. Ponadto wskazują, że ukrywał się przed organami bezpieczeństwa. Według informacji zawartych w akcie oskarżenia Mieczysława Dulika, Krysiak uciekł jesienią 1951 roku do Niemiec Zachodnich, został zwerbowany do pracy szpiegowskiej, a następnie w październiku 1952 roku przerzucony na ziemie polskie. Tu rzekomo zbudował siatkę szpiegowską oraz przerzucił dwie osoby zagrożone aresztowaniem z Warszawy na Zachód. Również sam się ewakuował. Ten nieskazitelny obraz profesjonalnego szpiega zakłóca jednak kilka faktów, które wskazują na jego zastanawiającą niefrasobliwość. Przykładowo o jego działalności wywiadowczej wiedziało względnie wiele osób, afiszował się faktem posiadania dolarów oraz dość swobodnie poruszał się po kraju.

Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego, 29 grudnia 1955 roku Wojskowy Sąd Garnizonowy w Warszawie skazał Henryka Brodziaka na 15 lat pozbawienia wolności. Na podstawie amnestii wyrok złagodzono do 5 lat. Karę odbywał w Warszawie, Sieradzu i we Wronkach. Przy okazji "afery szpiegowskiej" spotkała go jeszcze jedna kara. Mowa o wydaleniu z PZPR. Warto podkreślić, że po wyjściu na wolność nigdy nie starał się o powrót w szeregi partii komunistycznej.

Krótko po opuszczeniu bram więzienia Brodziak zamieszkał w Krajence. Czy w związku ze swoją wcześniejszą działalnością był szykanowany? Na odpowiedź twierdzącą wskazuje treść jego pisma, które złożył do sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego w 1993 roku. Wskazywał w nim między innymi, że miał trudności w uzyskaniu zatrudnienia i poddawany był innym represjom. Jednocześnie nie określił zakresu czasowego tych „rozlicznych dyskryminacji”. Faktem jest natomiast, że krótko po opuszczenia więzienia zamieszkał w Krajence i podjął pracę w miejscowym Nadleśnictwie (m.in. jako główny księgowy), Gminnej Spółdzielni (był nawet prezesem w latach 1972-75) oraz Zespole Szkół Zawodowych (nauczyciel w latach 1975-1991). Miał również możliwość podnoszenia swoich kwalifikacji. Między innymi ukończył Wydział Prawa i Administracji UAM w Poznaniu. Bez przeszkód prowadził także działalność społeczną. Między innymi był wieloletnim prezesem Towarzystwa Miłośników Krajenki.  

Wśród potwierdzonych w dokumentach form represji można odnaleźć jedynie inwigilację prowadzoną przez złotowską Służbę Bezpieczeństwa. Odbywała się ona głównie przy pomocy tajnych współpracowników i kontakty operacyjne SB. Większość z nich (np. tw/ko Wanda, Janina, Marian) charakteryzowała Brodziaka jako niezwykle przyzwoitego człowieka. Donosy zawierały określenia typu: "charakter pozytywny", "każdemu chciałby pomóc", "obowiązkowy i sumienny". Ponadto mowa w nich o tym, że stronił od rozmów na tematy polityczne. W tym kontekście warto wspomnieć, że na terenie Krajenki H. Brodziak uczestniczył w czynach społecznych, należał do Frontu Jedności Narodu oraz brał udział w sztandarowych świętach komunistów. Na przykład w roku 1964 był przewodniczącym komitetu organizacyjnego obchodów 1 maja oraz prowadził okolicznościową akademię. 

Tego rodzaju postawa spowodowała, że funkcjonariusze SB ze Złotowa regularnie wnosili o zaprzestanie obserwacji Henryka Brodziaka. Już 28 września 1964 roku por. Stefan Śpiewak napisał: "nie zachodzi konieczność interesowania się jego osobą. (kwestionariusz ewidencyjny kryptonim "Seniorzy"). Natomiast w kwestionariuszu ewidencyjnym kryptonim "Myśliwy" (1971) można przeczytać, że Brodziak "nie przejawia wrogiej działalności wobec PRL, bierze aktywny udział w działalności społeczno-politycznej, jest działaczem Frontu Jedności Narodu". Pomimo tak pozytywnych opinii przełożeni złotowskich funkcjonariuszy pozostawali nieugięci. Na przykład 18 lutego 1972 r. Biuro "W" w Warszawie i Biuro "W" w Poznaniu nakazało dokonanie sprawdzenia Brodziaka pod kątem prowadzenia korespondencji z zagranicą.

Po objęciu przez Henryka Brodziaka funkcji prezesa Gminnej Spółdzielni w Krajence (1972) inwigilacja za pośrednictwem tajnych współpracowników trwała więc dalej (KO "Marian", TW "X-15", TW "Wanda", TW "Janina"). Pojawiło się jednak pewne novum. Mowa o jego bezpośrednich kontaktach z funkcjonariuszami SB. Jedna z takich rozmów została przeprowadzona 21 sierpnia 1972 roku. Po jej zakończeniu kapitan Śpiewak zasugerował przełożonym zastanowienie się nad jego operacyjnym wykorzystaniem. Kolejny krok w tym kierunku został zrobiony 15 listopada 1972 roku. Wówczas to kpt. Śpiewak zapewniał przełożonych, że Brodziak "nie przejawia wrogiej działalności” i „ma pozytywny stosunek do PRL”. Jednocześnie wnioskował: „pozyskać!". Odzew na jego apel nastąpił dopiero 21 września 1973 roku. Wówczas to I Zastępca Komendanta Powiatowego MO d/s Służby Bezpieczeństwa mjr Michał Zimnowłocki, w sporządzonej ocenie stwierdził: "dalsze rozpracowywanie (Brodziaka) mija się z celem", a dalej "po ostatecznym sprawdzeniu zastanowić się nad sugestią kpt. Śpiewaka". 

Jest wysoce prawdopodobne, że bliższe związki Brodziaka z „bezpieką” były podyktowane chęcią zatarcia skazania, co z kolei było ważne ze względu na karierę zawodową najstarszego z jego dzieci. Ten fragment życiorysu Henryka Brodziaka wymaga przeanalizowania i przytoczenia dziesiątek stron różnego rodzaju dokumentów. Dlatego nie będą w tym miejscu rozwijał tego wątku. Zaznaczam jednocześnie, powołując się na lekturę teczek tajnych współpracowników „bezpieki”, że sam zapis w inwentarzu IPN „Kontakt Operacyjny” przy jego nazwisku, nie przesądza o tym że działał na szkodę innych osób. Kończąc ten wątek dodam jeszcze, że złożenie do archiwum sekcji "C" w Pile akt Kontaktu Operacyjnego „Myśliwy” nastąpiło na wniosek Inspektora RUSW SB Złotów chor. Eugeniusza Dziubińskiego w połowie lat 80 XX wieku.

Przemianowanie PRL na III Rzeczpospolitą nie przyniosło radykalnych zmian w Krajence. Na szczeblu samorządowym było to w zasadzie niezauważalne, co siłą rzeczy skutkowało dalszym kultywowaniem niektórych tradycji wyniesionych z okresu Polski Ludowej. Na tym obrazie pewien wyłom stanowiła postawa Henryka Brodziaka. Między innymi w latach 90. XX wieku bezskutecznie domagał się usunięcia tablicy upamiętniającej „wyzwolenie” Krajenki przez wojska radzieckie. Publikował też materiały, które odkłamywały powojenną historię regionu. Przykładem opracowanie „Czy to było wyzwolenie”, w którym znalazły się opisy sowieckich zbrodni na Ziemi Krajeńskiej. Aktywnie działał również w lokalnym Klubie Obywatelskim, który zrzeszał osoby sympatyzujące z NSZZ Solidarność. Między innymi z jego inicjatywy wydawane był pismo „Głos Krajenki”, a później również „Wiadomości Krajeńskie”. Także w tych periodykach znalazły się informacje, które przypominały o zbrodniach komunizmu. Był wreszcie autorem pierwszej powojennej monografii na temat miasta zatytułowanej "Krajenka - miasto i gmina".

W III RP Henryk Brodziak podjął starania o rehabilitację i odszkodowanie za prześladowania w okresie PRL. Zostały one wsparte przez przedstawicieli krajeńskich elit. Na przykład Zygmunt Rozmiarek, ówczesny dyrektor Zespołu Szkół Spożywczych w Krajence, a w okresie PRL sekretarz POP PZPR przy tej jednostce oświatowej, w opinii o Brodziaku zawarł następujące słowa „Jest wielkim patriotą tak w skali ogólnej jak i regionalnej. Nigdy nie należał do partii. Jest szczerym zwolennikiem etosu Solidarności”. Zabiegi Brodziaka zakończyły się sukcesem. Sąd Wojewódzki w Warszawie VIII Wydział Karny w zaświadczeniu z 9 marca 1992 roku stwierdził, że Brodziak przebywał w więzieniu za działalność polityczną związaną z walką o suwerenność i niepodległość. Orzeczenie Sądu Warszawskiego Okręgu Wojskowego z 28 października 1994 roku uznało zaś za nieważny wyrok Wojskowego Sądu Garnizonowego z 29 grudnia 1955 roku. W uzasadnieniu czytamy, że działalność szpiegowska Brodziaka była konsekwencją wcześniejszej przynależności do AK, jego pobudki były patriotyczne, a postępowanie miało na celu odzyskanie przez Polskę suwerenności. Konsekwencją tego orzeczenia było odszkodowanie, które 22 maja 1995 roku przyznał Sąd Pomorskiego Okręgu Wojskowego w Bydgoszczy.

Henryk Brodziak zmarł 21 grudnia 2007 roku. Pochowany został na cmentarzu w Krajence. W ocenie jego zasług Rada Miejska w Krajence nadała mu pośmiertnie zaszczytny tytuł Honorowego Obywatela Miasta. Informację o nim zamieściłem w Izbie Pamięci w Krajence, którą współtworzyłem w 2019 roku oraz mojej publikacji „Krajeńskie drogi do Niepodległej” (2020).

źródła:

Archiwa Państwowe w Szczecinku i Koszalinie

Dokumenty z archiwum IPN

Zbiory własne autora


Napisz komentarz
Komentarze
zachmurzenie duże

Temperatura: 15°CMiasto: Złotów

Ciśnienie: 989 hPa
Wiatr: 26 km/h

ReklamaMarcin Porzucek - Poseł na Sejm RP
KOMENTARZE
Autor komentarza: odpTreść komentarza: Pod skrzydełkami i szkolony przez Wełniaka to albo będzie apodyktyczny tak jak on, albo będzie cały czas zaglądał w telefon czekając na instrukcjeData dodania komentarza: 27.03.2024, 22:23Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: XDTreść komentarza: Dałeś sobie sam odpowiedz twierdzącą.Data dodania komentarza: 27.03.2024, 07:58Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: JolaTreść komentarza: Czy ktoś naprawdę czyta te wypociny?Data dodania komentarza: 27.03.2024, 00:35Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: Piotr Janusz TomaszTreść komentarza: To prawda, może być coraz trudniej. To nie znaczy, że należy się poddawać. Kolejne historie wkrótce na 77400.pl. To jedyny portal w regionie, który postawił na historię. Poza tym trzyma poziom i prawy kurs od niemal 15 lat. Dlatego moje teksty nadal będą się tu pojawiać. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia 7 kwietnia.Data dodania komentarza: 26.03.2024, 19:16Źródło komentarza: Śmierć funkcjonariusza w Skórce koło PiłyAutor komentarza: sesjaTreść komentarza: Mądrze Żelichowskiemu odpowiedział radny Justyna, że jeżeli Żelichowski, tzn. rada, wprowadzi taki podatek, to gwarantuje mu że znowu będzie więcej psów na ulicach, a na chwilę obecną mamy z tym spokójData dodania komentarza: 26.03.2024, 18:47Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: minionTreść komentarza: Ceranowski może mieć żydowskie pochodzenie. Takie lumpy jak on, jak pamiętam, w razie siku uciekały gdzieś w ustronne miejsce żeby kto nie zobaczył ich obrzynka. Poza tym jako tak zwany dziennikarz wykazał się służalczością wobec Króla Flaków. To go pogrąża.Data dodania komentarza: 26.03.2024, 14:27Źródło komentarza: Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów
Reklama