Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 28 marca 2024 12:10
Przeczytaj!
Reklama

Bitwa o zachowanie polskiej szkoły w Krajence

Podziel się
Oceń

W 1772 roku miał miejsce pierwszy rozbiór Polski. Jego ofiarą padła również Krajna, która dostała się pod niemieckie panowanie. Dla części tych ziem trwało ono do 1945 roku. Nie oznacza to jednak, że ziemie te uległy w tym czasie całkowitej germanizacji. Stało się tak za sprawą nauczycieli oraz działaczy polonijnych, którzy walczyli o pielęgnowanie języka polskiego, kultury i historii polskiej Krajny. Osoby te były szykanowane przez Niemców. Obrazuje to m.in. przykład Krajenki.

Rozporządzenie pruskiego ministerstwa oświaty z 31 grudnia 1918 roku zliberalizowało twardą politykę władz niemieckich w zakresie nauczania języka polskiego. Należy przy tym podkreślić, że te pozorne ustępstwa podyktowane były jedynie koniecznością upominania się o sprawy własnej mniejszości w innych krajach, a nie faktyczną zmianą kursu. Faktem jest jednak, że na terenie niemieckich szkół państwowych, choć tylko w kilku rejencjach, rozpoczęła się nauka języka polskiego. Z tego przywileju skorzystały m.in. polskie dzieci z terenu Kreis Flatow (powiat złotowski). Umożliwiono im naukę religii, czytania i pisania (na stopniu średnim i wyższym szkoły powszechnej), ograniczając jednak ten czas do zaledwie trzech godzin tygodniowo. Tego rodzaju zajęcia wprowadzono między innymi w niemieckiej szkole w Krajence. Wykładowcą języka polskiego (z dniem 1 marca 1919 r.) został nauczyciel Izydor Śliwa (Schliwa). Natomiast lekcje religii miał wykładać ks. Paweł Schonke - proboszcz z Krajenki. 

Wspomniany duchowny był Niemcem. Płynęła w nim jednak również polska krew. Jego matką była bowiem Konstancja z Kryszkiewiczów. Stąd właśnie doskonale znał język polski. Można wysnuć domniemanie, że lojalność wobec Niemiec powodowała w nim wewnętrzne rozterki. Nauczanie dzieci w języku polskim było wszak sprzeczne z celem niemieckich polityków, którzy gremialnie popierali wynarodowienie Polaków. Z drugiej strony ks. Schonke był też duchownym. Polacy stanowili zaś znaczącą grupę katolików. Zapewne te dylematy sprawiły, że posłużył się wybiegiem. Pomógł mu w tym fakt, że lekcje religii prowadzone w języku polskim miały być wizytowane przez władze świeckie. Ksiądz Schonke postawił ultimatum, że albo on albo wizytacje. Władze szkolne nie zmieniły swojego stanowiska, co w efekcie dało mu możliwość dyplomatycznego wycofania się z niezręcznej sytuacji. W tej sytuacji lekcje religii w języku polskim także prowadził  Izydor Śliwa (Schliwa). Ten stan rzeczy trwał jednak tylko do marca 1920 roku. Wówczas to Rejencja Pilska wydała zarządzenie o przeniesieniu polskiego nauczyciela do powiatu wałeckiego. W uzasadnienie podano, że jako „vollblutpole” (pełnokrwisty Polak) naraził się społeczeństwu niemieckiemu swoją pracą i działalnością na rzecz Polski. Izydor Śliwa (Schliwa) nie zastosował się jednak do tego zarządzenia i wyjechał na ziemie II Rzeczpospolitej. Niewykluczone, że pewien wpływ na tego rodzaju decyzję miały represje. Tych doświadczył m.in. ze strony funkcjonariuszy niemieckiej straży granicznej. Przykładem rewizja przeprowadzona w  jego mieszkaniu w Krajence. Szykanowano także innych Polaków. Na przykład wnioski rodziców o naukę języka polskiego załatwiano opieszale lub zwyczajnie odrzucano. Piętrzono też różne problemy administracyjne. Między innymi pismem z dnia 7 lutego 1923 roku pruskie MSW instruowało podległe placówki szkolne, że wnioski o naukę języka polskiego winni składać jedynie nauczyciele, którzy posiadają pełne wykształcenie pedagogiczne uzyskane w seminariach niemieckich.

Niezwykle ważnym aktem w niemieckim prawodawstwie stała się „Ordynacja dotycząca uregulowania szkolnictwa dla mniejszości polskiej” z 31 grudnia 1928 roku. Tu również należy podkreślić, że przyjęte w niej rozwiązania to nie wynik dobrej woli Niemców. Bardziej zadziałała tu obawa o los członków własnej społeczności, którzy mieszkali na terenach II Rzeczpospolitej. "Ordynacja" (wraz z okólnikiem z 21 lutego 1929 roku) stała się podstawą do zakładania prywatnych szkół polskich w Niemczech. Dzięki temu w latach 1929–1931 utworzono na terenie ówczesnego powiatu złotowskiego (Kreis Flatow), aż 23 tego rodzaju placówki! Jedna z nich powstała w Krajence, która przed wojna nosiła nazwę Krojanke.

Wniosek o utworzenie prywatnej szkoły w Krajence (dla 17 dzieci, datowany na 27 marca 1931 r.) został złożony przez Polsko – Katolickie Towarzystwo Szkolne na Obwód Rejencji Piła w Złotowie. Pozytywna odpowiedź Rejencji w Pile sprawiła, że placówka uzyskała możliwość rozpoczęcia działalności już 8 maja 1931 roku. Pojawiły się jednak inne trudności. Mowa o działalności komunalnych władz w Krojanke (Krajenka). Zaczęły one bowiem piętrzyć trudności Towarzystwu Szkolnemu. Między innymi wystąpiły do Rejencji w Pile o anulowanie zezwolenia. Tym działaniom towarzyszyła antypolska nagonka, którą podjudzały szczególnie mocno lokalne gazety (np. „Die Grenzmark” Willly’ego Hahlwega). Niemieccy dziennikarze pisali w nich m.in. o tym, że "władze i społeczeństwo niemieckie nie mogą pogodzić się z faktem, że w Krajence powstaje szkoła polska, głosząc kategorycznie, że jest ona tam niepotrzebna". Te trudne początki opisał również Jan Rożeński,  który pełnił funkcję kierownika Polsko-Katolickiego Towarzystwa Szkolnego Rejencji pilskiej z siedzibą w Złotowie (pełnił zarazem funkcje sekretarza). We wspomnieniach napisał: „Spośród wszystkich naszych szkół największe trudności w zorganizowaniu i w uzyskaniu zezwolenia na otwarcie szkoły miałem w Krajence, gdzie władze komunalne i szowinistyczne czynniki nie mogły się pogodzić z faktem, że i tam powstaje szkoła polska. Władze komunalne oświadczyły mi, że Towarzystwo Szkolne zakłada polską szkołę w Krajence wyłącznie dla celów propagandowych".

Prywatna polska szkoła w Krajence, która mieściła się gdzieś przy obecnej ulicy Toruńskiej (właścicielem nieruchomości był Jan Gliszewski), rozpoczęła swoją działalność 9 sierpnia 1931 roku. Niemal "na przywitanie" wydział budowlany miasta Krojanke (Krajenka) dopatrzył się przekroczenia uprawnień budowlanych i ukarał Towarzystwo Szkolne grzywną w wysokości 6000 marek. Była to suma na owe czasy bardzo wysoka. Represje dotykały również rodziców, którzy posyłali lub planowali posłać dzieci do polskiej szkoły. Należy podkreślić, że większość z nich była uzależniona ekonomicznie od Niemców. Za posyłanie dzieci do polskiej szkoły tracili oni pracę lub wypowiadano im najem mieszkania. Wielce wymowny w tym kontekście stał się przykład rodziny Stachników. Ojciec tego rodu pracował w Berlinie. Właśnie z tego powodu dzieci do szkoły zapisała ich matka – mieszkanka Krajenki. Gdy rożne szykany wobec kobiety zawiodły, niemiecki nauczyciel (później także Inspektor w Złotowie), zażądał od ojca złożenia przychylnego Niemcom oświadczenia w tej sprawie. Uzależniony od pracodawcy Stachnik napisał, że „musi odpowiedzieć, iż dzieci mają chodzić do szkoły niemieckiej”.

Szykany dotykały przede wszystkim jednak nauczycieli. Między innymi 16 lutego 1932 roku Franciszek Gliszewski – kierownik szkoły w Krajence, został pozbawiony przez Rejencję w Pile prawa do nauczania. Jego dalsza nieprzejednana postawa (m.in. w sprawie dzieci Stachnika) skutkowała aresztowaniem, a następnie zmuszeniem do wyjazdu do Polski. Stanowisko po nim przejął w lutym 1932 roku Bolesław Jęchorek, który natychmiast podjął próbę ratowania szkoły. Tej groziło zamknięcie pod pretekstem braku odpowiedniej liczby uczniów. Dlatego Jęchorek namawiał m.in. polskie rodziny z majątku proboszczowskiego, by te posyłały dzieci do polskiej placówki. W tej sprawie udał się nawet do księdza Pawła Schonke, co zapewne miało związek z zależnością ekonomiczną tych osób. od proboszcza Krajenki. Wszystkie te działania zakończyły się fiaskiem. Wiosną 1932 r. do polskiej szkoły uczęszczało jedynie pięcioro dzieci robotnika Mira i jedno dziecko chałupnika Przybylskiego. Fakt ten stał się pretekstem dla władz Rejencji w Pile do zamknięcia placówki. Ostateczny kres jej działalności położyło pismo z dnia 10 maja 1932 roku, które jednocześnie stanowiło nakaz przeniesienia 6 polskich uczniów do niemieckiej szkoły. Należy podkreślić, że zażalenie do pruskiego ministerstwa oświaty oraz skarga do Najwyższego Trybunału Administracyjnego nie dały rezultatu, i to mimo niezgodności z prawem tego rodzaju postępowania!

Na koniec warto wspomnieć o martyrologii krajeńskich nauczycieli. W miejscowości Silno koło Torunia rozstrzelano Pawła Hansa. Jego katami byli członkowie SS: Artur Thews i Gustaw Blumke. Równie tragiczny los spotkał także pierwszego kierownika krajeńskiej placówki oświatowej - Franciszka Gliszewskiego. Po opuszczeniu Krajenki uczył w miejscowościach Rożniat i Kobylnik (na terenie II RP). W nocy z 17 na 18 września 1939 roku został aresztowany przez Niemców i przewieziony do obozu „Albatros” w Pile. Tam poddano go torturom. Następnie przetransportowany został do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen – Oranienburg, gdzie zmarł 9 marca 1940 roku. Wojnę przeżył natomiast Bolesław Jęchorek. Warto wspomnieć też o Janie Gliszewskim, w którego budynku znajdowała się szkoła w Krajence. Został on wypędzony ze swojego gospodarstwa przez Niemców. Jego dalszych losów nie ustaliłem.

źródła

Materiały własne Autora,

Materiały archiwalne IPN

J. Kęcińska Kaczmarek, Roman Rożeński, Jan Rożeński 1904–1968, Złotów 2015, s. 79. 

PAT, Niemcy terroryzują szkolnictwo polskie, Rekord Wielkopolski nr 293, 19 grudnia 1931.

B. Olszewicz, Kronika wydarzeń politycznych w dziedzinie stosunków polsko–niemieckich, Kwartalnik „Strażnica Zachodnia”, nr 4, 1931.

B. Jęchorek, Wśród polskich dzieci w Zakrzewie i Krajence, [w:] red. E. Makowski, Pamiętniki nauczycieli złotowskich 1919–1939, Poznań 1964, s. 77.

M. Waberska, Z dziejów Szkoły Podstawowej w Krajence w okresie międzywojennym, s.73, [w:] red. Stanisław Żeleźniewicz, Szkoły Polskie na Ziemi Złotowskiej – Materiały

nadesłane na Ogólnopolski Konkurs zorganizowany z okazji 50–lecia Kongresu Berlińskiego Związku Polaków w Niemczech, Piła 1989

W. Junosza, Obecne położenie polskiego szkolnictwa w Niemczech i niemieckiego w Polsce, Kwartalnik „Strażnica Zachodnia”, tom XVI, 1933.

M. Zientara–Malewska, Wspomnienia nauczycielki spod znaku Rodła, Warszawa 1985, s. 111.
G. Bojar Fijałkowski, Ślady, których nie zniszczył czas, [w:] red. A. Czechowicz, Pogranicze i Kaszuby w latach terroru, Koszalin 1970, s. 183.

 


Napisz komentarz
Komentarze
zachmurzenie duże

Temperatura: 16°CMiasto: Złotów

Ciśnienie: 988 hPa
Wiatr: 26 km/h

ReklamaMarcin Porzucek - Poseł na Sejm RP
KOMENTARZE
Autor komentarza: odpTreść komentarza: Pod skrzydełkami i szkolony przez Wełniaka to albo będzie apodyktyczny tak jak on, albo będzie cały czas zaglądał w telefon czekając na instrukcjeData dodania komentarza: 27.03.2024, 22:23Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: XDTreść komentarza: Dałeś sobie sam odpowiedz twierdzącą.Data dodania komentarza: 27.03.2024, 07:58Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: JolaTreść komentarza: Czy ktoś naprawdę czyta te wypociny?Data dodania komentarza: 27.03.2024, 00:35Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: Piotr Janusz TomaszTreść komentarza: To prawda, może być coraz trudniej. To nie znaczy, że należy się poddawać. Kolejne historie wkrótce na 77400.pl. To jedyny portal w regionie, który postawił na historię. Poza tym trzyma poziom i prawy kurs od niemal 15 lat. Dlatego moje teksty nadal będą się tu pojawiać. Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia 7 kwietnia.Data dodania komentarza: 26.03.2024, 19:16Źródło komentarza: Śmierć funkcjonariusza w Skórce koło PiłyAutor komentarza: sesjaTreść komentarza: Mądrze Żelichowskiemu odpowiedział radny Justyna, że jeżeli Żelichowski, tzn. rada, wprowadzi taki podatek, to gwarantuje mu że znowu będzie więcej psów na ulicach, a na chwilę obecną mamy z tym spokójData dodania komentarza: 26.03.2024, 18:47Źródło komentarza: Podatek od psów w Złotowie? A może też od posiadania innych zwierząt?Autor komentarza: minionTreść komentarza: Ceranowski może mieć żydowskie pochodzenie. Takie lumpy jak on, jak pamiętam, w razie siku uciekały gdzieś w ustronne miejsce żeby kto nie zobaczył ich obrzynka. Poza tym jako tak zwany dziennikarz wykazał się służalczością wobec Króla Flaków. To go pogrąża.Data dodania komentarza: 26.03.2024, 14:27Źródło komentarza: Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów
Reklama