W telewizji mówią, że trwa wojna hybrydowa z Rosją, bo raz po raz przez naszą wschodnią granicę dyktator Łukaszenka próbuje przecisnąć śniadych obywateli z krajów Trzeciego Świata. Tej samej narracji nie stosuje się w przypadku jej zachodniego odpowiednika, mimo że Friedrich Merz, trzynasty kanclerz Niemiec od czasów rządów Adolfa Hitlera, robi w zasadzie to samo. Tymczasem w kraju nad Wisłą trwa festiwal wyborczy. Dominują niemieckie lub amerykańskie utwory, które w miarę skutecznie zagłuszają rosyjskie melodie. Niestety, polskie nuty — podobnie jak na Eurowizji — dość słabo wybrzmiewają w przestrzeni publicznej. Na dodatek niektórzy serwujący je artyści fałszują niemiłosiernie, zwłaszcza przy piwie.