Od wielu dni trwają w całej Polsce pokojowe protesty rolników. Tak też było do około godziny 13:00 w Warszawie. Później doszło do zamieszek. Narracja w rządowej telewizji (TVP) jest jednoznaczna. Policja zachowywała się powściągliwie i nie prowokowała manifestujących. Inaczej to widzą rolnicy. Na przykład Mariusz Borowiak w wywiadzie dla TV Republika powiedział: "to była prowokacja policyjna, dlatego że do godziny 13 marsz i strajk nasz odbywał się bardzo pokojowo - w pewnym momencie policja dostała rozkaz zakładania hełmów i rozgonienia nas, wtedy dopiero doszło do tych sytuacji, o których dziś wszystkie media mówią". A gdzie jest prawda? Niewątpliwie doszło do prowokacji. Pozostaje tylko wskazać prowodyrów. Pomóc w tym może stara łacińska maksyma: is fecit, cui prodest. Głosi ona: ten uczynił, czyja korzyść. Na "zadymie" stracili niewątpliwie wizerunkowo rolnicy. Można więc z dużym prawdopodobieństwem założyć, że to nie oni byli inicjatorami zajść. Kto zatem na tym wszystkim zyskał? Tu nie ma potrzeby wskazywać palcem. Wszyscy wszak znamy orędowników rozwiązań, które stały się zarzewiem rolniczych protestów. Za nimi zaś stoją duże pieniądze i określone grupy interesu.