Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
piątek, 17 października 2025 21:37
Reklama

Jachu ze złotym wózkiem

Podziel się
Oceń

Stadion przy ul. Okrzei – ze wspomnień Kazimierza Barczykowskiego i Krystyny Stępniak z domu Barczykowska

Prolog

Oboje pochodzili z Nakła nad Notecią, tam się poznali i pokochali. Jan pracował w miejscowej cukrowni. Kilka lat po wojennej zawierusze, w 1949 roku, Barczykowscy z córką Krystyną wyjechali do Piły. Co prawda później miała do nich żal, że nie wybrali Bydgoszczy (bo i bliżej, i dużo większa), jednak z czasem Piła stała się dla niej rodzinnym miastem.

Na początku zamieszkali w jednym z mieszkań przy ulicy Zachodniej (obecnie Matwiejewa). Tu na świat przyszli ich dwaj synowie Wacław i Roman. Jan dostał pracę w Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego w Pile, wtedy też zaczął grać w piłkę i aktywnie uczestniczyć w życiu sportowym zakładu. Widząc jego zaangażowanie, na początku lat 50-tych ubiegłego wieku, kierownictwo powierzyło mu stanowisko gospodarza stadionu przy ulicy Okrzei, który wtedy należał do ZNTK. Barczykowscy otrzymali też służbowe mieszkanie w budynku, który znajdował się przy stadionie. Nie było tam wielkich wygód - dwa pokoje z piecami kaflowymi, kuchnia, komórka, łazienka dzielona wspólnie z zawodnikami, toalety na zewnątrz oraz ogródek, gdzie którejś wiosny wykopali poniemieckie naczynia, zastawę stołową (niestety stłuczoną) i… butelkę wódki.

Jan Barczykowski był gospodarzem stadionu, dbał o niego, a że był szewcem z zawodu, naprawiał piłkarzom korki i zszywał piłki. Jego żona Władysława prała i reperowała stroje oraz sprzątała szatnie, umywalnie i świetlicę. Za mieszkanie i prąd nie płacili, w zamian Jan musiał opiekować się stadionem. Tu urodziło się im kolejnych troje dzieci: Kazimierz i Ewa (w mieszkaniu na stadionie - poród odbierała akuszerka z ulicy Bieruta), i najmłodszy Marek już w szpitalu. Niedługo po jego narodzinach, po ciężkiej chorobie w 1963 roku zmarła pani Władysława, i Jan został sam z sześciorgiem dzieci. Odtąd życie wypełniały mu dzieci i praca, które kochał jednakową miłością. A obowiązków i przy dzieciach, i przy stadionie miał wiele.

Złoty wózek

Brama na stadion nigdy nie była zamykana i można było tam wejść o każdej porze dnia i nocy. Mimo to nie było wielkich dewastacji. Jan Barczykowski, prócz tego, że pilnował obiektu, musiał dbać o to, by był on należycie utrzymany i gotowy na każde wydarzenie, które na nim się odbywało. A działo się wtedy wiele. Najważniejsze były, oczywiście, treningi i mecze – nie tylko piłkarzy, ale również drużyn siatkarskich, czasami koszykarskich (przez pewien czas funkcjonowało również boisko do koszykówki) oraz tenisistów (korty znajdowały się po lewej stronie od ówczesnego wejścia od ulicy Pomorskiej). Dodatkowo czuwał nad magazynem motocykli i warsztatem żużlowej Polonii Piła. Żużlowcy byli częstymi gośćmi na stadionie przy Okrzei, także po rozgrywanych meczach, gdzie spotykali się w luźniejszej atmosferze. Musiał też dbać o stan bieżni, skoczni w dal i skoczni wzwyż.

Pan Jan, zwany przez wszystkich „Jachu” lub „Macha”, wapnował też linie na zawody lekkoatletyczne i mecze piłkarskie. Z początku rozsypywał wapno ręcznie, jednak było to bardzo uciążliwe, a powstałe w ten sposób linie nie zawsze były idealnie proste. Pewnego dnia wybrał się więc w podróż do Bydgoszczy, do tamtejszej Polonii, gdzie cudem wyprosił wózek, w którym obracająca się szczotka kominiarska równo rozsypywała wapno. Mówił, że jest to jego „złoty wózek” i strzegł go jak oka w głowie. Musiał także dbać o murawę, kosił trawę i ją nawadniał. Kiedy w latach 60-tych do płyty boiska doprowadzono wodę, zadanie to było znacznie łatwiejsze, ponieważ wystarczyło odkręcić hydrant i wężem strażackim zlać płytę.

Stadionowe dzieci

Pan Jan pracy miał wiele i często pomagały mu w tym dzieci, m.in. w oczyszczaniu bieżni z chwastów. Organizował wtedy dla dzieciaków wyścigi, rozstawiał je na torach, wręczał im haczki, a wygrywał ten, który pierwszy dotarł do mety 60 czy 100 metrów, w zależności od tego jakie zawody miały się odbyć. Dzieci też wyrywały chwasty, które uporczywie wyrastały między ławkami. Do ich obowiązków należało również nakładanie siatek na bramki, co traktowali raczej jako świetną zabawę, a nie przymus.

Z faktu, że rodzeństwo Barczykowskich mieszkało na stadionie wynikały też inne przywileje. W każdym wydarzeniu mogli uczestniczyć praktycznie bez biletu. Czasami zdarzało się, że wracali do domu w trakcie trwania meczu i ochroniarz nie chciał ich wpuścić. Wtedy tłumaczyli, że tutaj właśnie mieszkają. W takich sytuacjach ochroniarz wzywał ojca, który musiał potwierdzić, że mówią prawdę.

Dzieci pana Jana oraz ich rówieśnicy mieli na stadionie przy ulicy Okrzei świetny plac zabaw, który wieczorami był całkowicie do ich dyspozycji. Wtedy z upodobaniem bawili się w chowanego i płatali sobie różne figle.

Działo się!

Z wydarzeń sportowych przy ulicy Okrzei szczególnie zapadły im w pamięć te z lat 50-tych i 60-tych, każde z nich przy tłumach mieszkańców Piły. Tak było nie tylko na meczach, ale także na treningach czy podczas rozgrywek zakładów pracy. Do dziś wspominany jest też Wyścig Pokoju, którego jeden etap miał swój finisz na stadionie przy ulicy Okrzei. Było to wielkie, sportowe święto w mieście.

Stadion służył także jako miejsce festynów okolicznościowych. Tradycyjnie we wrześniu każdego roku ZNTK organizowały tam obchody Dni Kolejarza. To było wyjątkowe wydarzenie dla pracowników, z orkiestrą i betonowym parkietem wypełnionym bawiącymi się ludźmi, straganami z napojami i słodyczami, czy pokazami walk bokserskich na wypożyczonym z WKS „Sokół” ringu ustawionym na środku płyty boiska. Bo wtedy po prostu działo się wiele!

Epilog

Jan Barczykowski był gospodarzem stadionu przy ulicy Okrzei przez blisko 30 lat, do czasu kiedy obiekt przeszedł w posiadanie Milicyjnego Klubu Sportowego „Gwardia” Piła. Wtedy też zapadła decyzja o wyburzeniu starych, poniemieckich zabudowań i budowie nowego obiektu. Pan Jan musiał wyprowadzić się do nowego mieszkania przy ulicy W. Pola.

Dziś jego dzieci, Kazimierz i Krystyna, z łezką w oku wspominają lata dzieciństwa i młodości spędzone na stadionie. Pan Kazimierz – który mówi o sobie, że jest „urodzony na boisku” – nie może pogodzić się z myślą, że stadion mógłby zniknąć ze sportowej mapy Piły i wspiera pomysł jego modernizacji. Bo – jest o tym przekonany – obiekt powinien na nowo ożyć i służyć kolejnym pokoleniom pilan.

Agnieszka Matusiak

 

 

 


Bracia Barczykowscy - Roman, Wacław, Kazimierz, Marek

Bracia Barczykowscy - Roman, Wacław, Kazimierz, Marek

Jan Barczykowski

Jan Barczykowski

Kazimierz Barczykowski i Krystyna Stępniak z domu Barczykowska

Kazimierz Barczykowski i Krystyna Stępniak z domu Barczykowska

Rodzina Barczykowskich

Rodzina Barczykowskich

W tle stadion przy ul. Okrzei

W tle stadion przy ul. Okrzei

Władysława Barczykowska z córką Krystyną

Władysława Barczykowska z córką Krystyną


Napisz komentarz

Komentarze

zachmurzenie duże

Temperatura: 9°C Miasto: Złotów

Ciśnienie: 1015 hPa
Wiatr: 22 km/h

ReklamaMarcin Porzucek - Poseł na Sejm RP
KOMENTARZE
Autor komentarza: wyzwolony stalinem od hitleraTreść komentarza: Rodzina była pewnie bardzo dumna i szczęśliwa.Data dodania komentarza: 17.10.2025, 09:51Źródło komentarza: Nasi Chłopcy z Wermachtu z fotografii II wojny światowej kryją historie, które czekały 80 lat na odkrycie ich bohaterówAutor komentarza: HalinaTreść komentarza: Dopowiem,że Jerzy Buzek to wielki szkodnik Polski,który podpisał KONKORDAT-UMOWA POLSKA -WATYKAN,WRAZ Z ALEKSANDREM KWAŚNIEWSKIM, BARTOSZEWSKIM I SUCHOCKĄ.(Suchocka jest Ambasadorem Polski w Watykanie ,w Mielcu na wielki dom) Konkordat dalej w Polsce obowiązuje,który podpisali sami żydzi po to aby mieć poparcie w Kościele.. Z naszych podatków musimy utrzymywać wszystkich biskupów,księzy,zakonnice,kościoły co wynosi 23 mld rocznie a nam rdzennym Polakom pensje ,emerytury na niskim poziomie bo brakuje kasy a jeszcze 1,5 miliona Ukrów jest w Polsce,ich dzieciom to samo co Polskim i dentysta i usługi medyczne,łącznie z operacjami,gdzie przyjechali się kurować. Krew jasna mnie zalewa jak Naród Polski cierpi i jest wykorzystywany ,właśnie przez żydów(w Polsce jest ich 25000 zadekl.w Spisie powszechnym) i Ukrów a wśród nich pełno zdrajców.Data dodania komentarza: 13.10.2025, 14:41Źródło komentarza: Siedmiu krasnoludków i przypadek zagubionego zaproszeniaAutor komentarza: odpTreść komentarza: Jesli chodzi o antypolski film, to własnie mi pani otworzyła oczy tym zydowskim pochodzeniem BuzekData dodania komentarza: 13.10.2025, 07:46Źródło komentarza: Siedmiu krasnoludków i przypadek zagubionego zaproszeniaAutor komentarza: do wyżejTreść komentarza: Co to za powiedzenie , do roboty? Oktoberfest-po niemiecku,Octoberfest to po angielsku a po polsku PAŹDZIERNIK. Głupio napisane,że temat o którym się mówi?Data dodania komentarza: 11.10.2025, 14:19Źródło komentarza: Siedmiu krasnoludków i przypadek zagubionego zaproszeniaAutor komentarza: HalinaTreść komentarza: Mam takie samo zdanie jak Ty. Na ten temat możnaby napisać tysiące stron.Jak byli tu to podpalali wielkie sklepy ,domy ... a teraz film. Agata Buzek to brzydka żydówka ,ojciec żyd wepchnął ją do filmu bo to debil nawet z wyglądu. Jedza Polski chleb a są anty Polsce.Powinni byc wydaleni z Polski.Data dodania komentarza: 11.10.2025, 09:29Źródło komentarza: Siedmiu krasnoludków i przypadek zagubionego zaproszeniaAutor komentarza: OdpTreść komentarza: Głośno powinno się mówić o tym, ze Ukraina, która niby potrzebuje pieniedzy na kontynuowanie wojny, i która robi wszystko aby w tę wojnę wciągnąć nas Polaków, angażuje siły i środki (w tym niewykluczone ze i nasze) na wyprodukowanie antypolskiego filmu - paszkwilu, zakłamujacego historię, oczerniajacego Polaków, i szczujacego Ukraińców na Polskę. Główną rolę w tym kłamliwym filmie gra córka byłego polskiego premiera, Agata Buzek. Ukraina wyciaga od nas pieniadze, a pomimo wojny, ma mniejszy deficyt od Polski i wzrost milionerów o ponad 60 %. Darami od nas ukraińcy handlują poza granicami swojego kraju. Zalewani jesteśmy produktami rolnymi z Ukrainy wypierającymi nasza rodzimą produkcję, a np do sprzedaży niby polskiego mleka polskie firmy importują mleko z Ukrainy, wystarczy że jest zabutelkowane w Polsce zeby nazywało się ze jest polskie. To tylko ułamek tego jak jesteśmy wykorzystywani i okłamywaniData dodania komentarza: 10.10.2025, 20:07Źródło komentarza: Siedmiu krasnoludków i przypadek zagubionego zaproszenia
Reklama
Reklama