Zgodnie z sugestiami od odbiorców do sesji wrześniowej podchodziliśmy kilka razy; była długa, lecz wyjątkowo prywatna i odpychająca. Przypominała raczej dramat egzystencjalny. Większość dyskusji dotyczyła spraw interpersonalnych, pogrążonych w głębokim kryzysie relacji między radnymi. Nie ma to wiele wspólnego z interesem miasta i mieszkańców. Wywołało niesmak i skutecznie nas odrzuciło od zajmowania się tym — powiedzmy — spektaklem. Na rynku kabaretowym jest pewien stand-uper, którego występ opisany jako „Numer 3” zawiera elementy, jakie tutaj pojawiały się obficie, ale występy Abelarda Gizy widzowie oglądają na własne życzenie, płacąc za bilet z własnej kieszeni. W naszym przypadku „występ” zorganizowano na koszt gminy, co jest nieuczciwą konkurencją wobec artystów komercyjnych. W dużym skrócie: było wulgarnie, nisko, niesmacznie, ale niestety także śmiesznie.
Zacznijmy więc od krótkiego fragmentu z obrad, w którym radna dzieli się doświadczeniami interpersonalnymi z pracy w komisji, bo to one definiowały klimat poprzedniego posiedzenia.
Niech ten krótki fragment usprawiedliwi, dlaczego wolimy trzymać się spraw publicznych, a nie cudzych sporów czy rodzinnych historii, których nie będziemy tutaj przywoływać. Miejscami było jeszcze gorzej, choć zdarzały się nagłe zwroty akcji, kiedy radna, wyrzucając z siebie inwektywy, podchodziła do radnych i ostatecznie ich przepraszała. To również warto zobaczyć, ale prosimy zwrócić uwagę, jakie motywy przyświecały tym przeprosinom. Były też opowieści o sprawach rodzinnych, które — jeśli kogoś interesują — można zobaczyć na nagraniu; one, jak reszta epopei, zapisały się w protokole i zostaną w archiwum na lata.
Nadzwyczajna sesja przyniosła jednak konkretną tezę: radny Koronkiewicz wskazał, że na podstawie własnego doświadczenia certyfikowane lądowisko dla śmigłowców LPR przy szpitalu to wydatek zbędny, skoro śmigłowce mogą lądować na drogach i polach, kiedy wymaga tego sytuacja; w takiej logice lądowisko nie ma większego sensu, a tym bardziej dokładanie się do jego remontu.
Zatem wydatkowanie na certyfikowane lądowisko dla śmigłowców LPR jest według radnego Koronkiewicza zbędne, dlatego radny postanowił to publicznie ujawnić.
Zdaje się, że tej cennej opinii nie zna wielu, a podobne błędy popełniane są przy budowie kolejnych lądowisk w Polsce. Idąc analitycznym tokiem myślenia radnego: skoro statki powietrzne ratownictwa mogą obyć się „polem”, otwiera się przestrzeń do jeszcze większych oszczędności, a nawet dodatkowych przychodów lub innych, nieocenionych korzyści. Przy obecnych problemach finansowych szpitala takie myślenie może okazać się pionierskie i zbawienne dla finansów oraz funkcjonowania placówki. To także potencjalne oszczędności dla gmin. Wystarczy zatem istniejące lądowisko przygotować pod uprawy i mamy dwie pieczenie na jednym ogniu: szpital zyska teren, który nie tylko może przyjąć śmigłowiec LPR, ale też stanowi powierzchnię uprawową. Logika wskazuje, że liczba lądowań i startów to ułamkowa część roku, a pozostały czas można spożytkować na produkcję roślinną, choćby na potrzeby stołówki szpitalnej lub sprzedać plony na zewnątrz, by przychody zasiliły budżet szpitala.
I tu wracamy do meritum: sesja nadzwyczajna okazała się odkrywcza nie dlatego, że padły mocne słowa, lecz dlatego, że pojawiły się odkrywcze koncepcje, wyprowadzone z obserwacji doświadczonego, emerytowanego strażaka Państwowej Straży Pożarnej.
Gdyby obecna koalicja parlamentarna, okrajająca projekt CPK, natrafiła na opinię wygłoszoną przez radnego Koronkiewicza, być może wyszłaby z marazmu i wdrożyła to rozwiązanie.
Tyle że do takich skrótów trzeba mieć naprawdę otwarty umysł — taki, z którego myśli wypadają bez oporu i potrafią rozświetlać głowy spętane procedurami, certyfikatami oraz, jak się okazuje, całą niepotrzebną listą wymagań dotyczących przyszpitalnych lądowisk.
Napisz komentarz
Komentarze