Szczególnie bulwersujące są wypowiedzi polityków, którzy oderwani od rzeczywistości zdają się nie rozumieć fundamentalnych problemów branży. Doskonałym przykładem jest wypowiedź Donalda Tuska dotycząca umowy z Mercosur, gdy Tusk wprost stwierdził, że nie rozumie, dlaczego wołowina argeńtyńska ma być tańsza od polskiej i nie może konkurować z krajową produkcją. Zadawanie takiego pytania to czysta bezczelność - trudno uwierzyć, że premier był aż tak nieobeznany w sytuacji gospodarczej. To cyniczna postawa wobec postepującej kleski w myśl niemieckiego interesu z krajami Mercosur.
Sytuacja w naszym regionie doskonale ilustruje skalę problemów. Rolnicy masowo organizują samozbiory, otwierając swoje pola dla wszystkich chętnych. To "nowy trend jesieni 2025", jak określają go media - rolnicy ratują się w ten sposób przed "klęską urodzaju" spowodowaną nieopłacalnymi cenami skupu. Jednocześnie trwają przygotowania do jesiennych protestów. Strajk generalny rolników planowany jest na listopad, po zakończeniu prac polowych.

Szczególnie znacząca była wizyta europosła Marcina Sypniewskiego (Konfederacja) w firmie SPAW-MET w Łobżenicy 10 października. Jak donoszą Fakty Pilskie, burmistrz Robert Biskupiak nie pozostawiał złudzeń co do przyczyn problemów: "Polityka klimatyczna Unii Europejskiej ma destrukcyjny wpływ na europejską, a więc i polską gospodarkę, powodując problemy związane z utrzymaniem konkurencyjności europejskich firm na tle świata". Podczas spotkania "poruszono również tematy związane z umową z Mercosur oraz importem produktów rolnych z Ukrainy i negatywnym wpływem tej sytuacji na polskie rolnictwo".
Głównym problemem jest fundamentalna nierównowaga: polscy producenci muszą konkurować z importem z krajów o zupełnie innych standardach pracy, ochrony środowiska i kosztach produkcji. Tymczasem krajowe firmy są obciążane coraz nowymi regulacjami i podatkami. Firma SPAW-MET, pomimo niesprzyjających okoliczności, "rozwija się, pozyskuje nowe rynki zbytu swoich produktów i zwiększa zatrudnienie" - jak podkreślają Fakty Pilskie, cytując burmistrza Biskupiaka. To pokazuje, że polskie firmy potrafią być konkurencyjne, ale muszą walczyć z własnym państwem i unijnymi regulacjami.
Pytania pozostają bez odpowiedzi: czy władze zrozumieją skalę problemu przed jesiennymi protestami? Ile jeszcze gospodarstw i firm nie przetrwa tej agonii? Czy nasz region stanie się gospodarczą pustynią? Samozbiory to tylko wierzchołek góry lodowej. To krzyk rozpaczy rolników, którzy wolą rozdawać plony za darmo niż sprzedawać ze stratą. To sygnał, że coś fundamentalnie złego dzieje się z polską gospodarką. Jesienią poznamy odpowiedzi na te pytania - albo przez konstruktywny dialog co jest niebywale wątpliwe, albo przez protesty na ulicach.
Napisz komentarz
Komentarze