Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 11 maja 2025 00:19
Reklama

Gra z butelką krajeńskich towarzyszy

Podziel się
Oceń

"Pić to trzeba umieć" – mówił Eryk (Jan Nowicki) do Synka (Cezary Pazura) w kultowym filmie "Sztos" (1997). O tej prawdzie zapewne nie pamiętał pewien członek partii komunistycznej z Krajenki, który "z "syndromem Aleksandra Kwaśniewskiego" pojawił się w budynku krajeńskiego komitetu PZPR. Rzecz miała miejsce wiosennego poranka w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku.
Reklama

Bohaterowie tej groteskowej opowieści, mowa o działaczach partii komunistycznej (PZPR), w większości już odeszli z tego świata. Warto zauważyć, że krótko przed śmiercią okupowali pierwsze ławki w kościołach. Tak to już bowiem jest z lewicą. Jej przedstawiciele najpierw promują chore idee, by u kresu życia samemu wrócić do źródła prawdy. Oczywiście wyrządzonych krzywd już nie są w stanie naprawić. Taki już urok tych synów marnotrawnych. Odnosi się to rzecz jasna do każdej epoki.

Reklama

Andrzej M., główny bohater tej opowieści, jest obecnie na emeryturze. Cieszy się uznaniem lokalnej społeczności, w tym i duchowieństwa. 45 lat temu był jednak po zupełnie innej stronie. Każdego dnia bowiem, z gorliwością radzieckiego pioniera, przystępował do partyjnej roboty w PZPR. Niewątpliwie rysowała się przed nim świetlana przyszłość. Może nawet zostałby członkiem KW PZPR w Pile. Stanęło temu jednak na przeszkodzie pewne wydarzenie.

Mowa tu o wizycie milicjanta, który zmroził socjalistyczny zapał Andrzeja M. I tu zagadka, bo materiały archiwalne nie zawierają informacji do jakiej temperatury. Wina w  tym głównie funkcjonariusza MO, który użył niewłaściwego narzędzia do jej pomiaru. Alkomatem bowiem nijak tego zrobić się nie da. Milicjant musiał jednak zdiagnozować u Andrzeja M. jakiś rodzaju hipotermii, bo ten powędrował na urlop zdrowotny. Na tym nie koniec historii.

Badać towarzysza bez zgody egzekutywy? Nie godzi się! Dlatego odgłosy butów gniewnych ludzi zabrzmiały doniośle w całej Krajence. W sumie należy to przedstawić bardziej ściśle. Do miejscowego komitetu PZPR przybyli towarzysze, których protezy w ustach i resztki uzębienia symbolizowały, że gryźli swego czasu antykomunistyczną reakcję. Towarzyszył im oczywiście i narybek partyjny. Mowa m.in. o tzw. POP-ach. Nie chodzi tu rzecz jasna o prawosławnych duchownych, a jedynie młodych aktywistów partyjnych, którzy rozsiewali komunistyczną "religię" po szkołach i zakładach pracy w okresie Polski Ludowej. Co typowe dla lewicy, wielu z nich uległo duchowej przemianie wraz z transformacją ustrojową 1989, a efekty tego cudu widoczne były w pierwszych ławkach w kościele św. Józefa w Krajence. 

Jak zawsze pierwszy na miejsce obrad dotarł najstarszy towarzysz w regionie - weteran walk o Polskę Ludową. Miał on w zwyczaju zanudzać słuchaczy opowieściami o swoim udziale w wojnie, która bez jego udziału zapewne skończyłaby się zupełnie inaczej. Wszak to on "chwyciwszy szpadel z fryca robił marmoladę albo za pomocą kija oddział szwabów powybijał". Tego dnia nie miał jednak szczęścia, bo dość szybko zakończył swoje opowiadania z czasów wojny i budowy Polski Ludowej. Przerwał mu głos najważniejszego towarzysza w mieście, towarzysza Stanisława P., który grzmiał: - Nie może być tak, ze milicja będzie ponad partią, to beriowszczyzna!

Przypuszczalnie te słowa zjeżyły włos nawet na niemal łysych głowach niektórych towarzyszy. Z pewnością nie odebrały im jednak daru mowy. Przykładem towarzysz Jan W., który zakrzyknął w stronę Stanisława P. w ówczesnej nowomowie: - Macie rację! Inni partyjni kamraci byli podobnego zdania. Dlatego Stanisław P. pociągnął dalej swoje przemówienie. Zakończył je dopiero po około godzinie, gdy twarze słuchających go towarzyszy przybrały, z wiadomych względów, kolor partyjnego sztandaru. Puenta brzmiała:  - Reakcja zarzuca komunizmowi, że pożera własne dzieci i w naszym przypadku to się potwierdza. 

Elokwencji Stanisławowi P. wyraźnie pozazdrościł Jan S. - w tym okresie hodowca "narybku dla partii" w miejscowej szkole średniej. Postanowił bowiem też "palnąć mowę". Kłopot w tym, że był flegmatyczny i nie porwał tłumu. Na dodatek podpadł towarzyszom, którzy feralnego dnia "pracowali" z Andrzejem M. Wycedził bowiem w ich kierunku: - Winiłbym tam obecnych, że zezwoli, żeby bez przedstawicieli władz wojewódzkich doszło do dmuchania w balon". 

Zapanowała konsternacja, którą przerwał jeden z krajeńskich towarzyszy. Można wysnuć domniemanie, że w tym momencie zstąpił na niego duch Stalina lub samego Lenina. W każdym razie wyraźnie czuć było, że mówi językiem nie z tej epoki. Na sali rozniosły się słowa: - Myślę, że towarzysze mogą rozpatrywać tą sprawę w kategoriach prowokacji. A skoro prowokacja, to trzeba znaleźć winnych i osądzić. 

Tok rozumowania krajeńskich towarzyszy był na ten moment taki. Andrzej M. jest ofiarą, alkomat narzędziem zbrodni, a milicjant płatnym zabójcą. Pozostało ustalić prowokatora - zleceniodawcę zbrodni. W związku z tym postanowiono przesłuchać Andrzeja K - działacza KW PZPR w Pile, który akurat gościł na zebraniu. Czerwony jak robotniczy sztandar towarzysz, który przybrał te barwy z wiadomych względów, bardzo szybko puścił nie tylko "parę z ust". - Towarzysze, zwrócił się do zebranych, jest tu człowiek, który posiada wiele informacji, wie o wszystkim, nawet o imprezach rodzinnych i co się na nich dzieje, które przekazuje dalej. Te słowa rzecz jasna wywołały na sali ogromne poruszenie. Wstrząsnęły nawet flegmatycznym tow. Janem S., który zagrzmiał:  – Trzeba przyjrzeć się ewentualnym informatorom! 

Kto mógł zostać posądzony o ten niecny czyn? Otóż każdy z krajeńskiego środowiska PZPR. Taki kierunek był oczywiście bardzo niebezpieczny. Atmosfera zaczęła się wyraźnie zagęszczać. Istniało nawet niebezpieczeństwo, że za chwilę poleje się krew, bo przecież na sali był krewki weteran walk o Polskę Ludową, co to przy mocy kija... Zagrożenie w porę zauważył jednak Stanisław P., który postanowił skierować dyskusję na pierwotne tory. Zatem ponownie na sali zagrała melodia rozczulania się nad torturowanym alkomatem towarzyszem Andrzejem. W tym chórze szczególnie mocno zabrzmiał głos młodzieżowego aktywu. Nie były to co prawda poznańskie słowiki, ale na miano lokalnych kani zasłużyli w 100%. – Naszym obowiązkiem, obowiązkiem całej partii jest wychowywanie ludzi. Chyba nikt tu z obecnych nie ma wątpliwości, że towarzysz Andrzej jest oddany sprawie partii, zaćwierkał najdonioślej Henryk K., który w III RP bywał wybrańcem narodu. 

A jak partia wychowywała w tamtym czasie? Były pałki, gaz na ulicach i inne tego typu przyjemności. Oczywiście towarzysz partyjny to był też czasami ludzki pan. Znalazło to odzwierciedlenie w słowach wypowiedzianych na omawianym zebraniu: - Działanie milicji jest dla nas niezrozumiałe, naczelnik czy sekretarz będąc u rolnika musi się napić symbolicznej lampki wina, aby nie dopuścić do awantury. Alkoholowy temat podciągnął również flegmatyczny Jan S., który zapewne spoglądając w stronę działacza KW PZPR z Piły, powiedział: - A gdyby tak ktoś zadzwonił, że w KW PZPR w Pile ktoś pije...

Właśnie w tym momencie miarka się przebrała. Towarzysz Andrzej "K", czyli  gość z KW PZPR w Pile, nie mógł sobie pozwolić na tego rodzaju wycieczki. Tym bardziej, że w tzw. "wojewodówce" na Wąsoszkach, a więc tylko dwa kilometry od Krajenki, znajdowała się specjalna strefa dla zasłużonych towarzyszy, w której nie tylko promile rozkładały nogi. Przerwał więc niebezpieczną dyskusję i rzucił twardo:  - Kogo towarzysze proponujecie na wakujące stanowisko? 

Ta wojna nerwów ostatecznie zakończyła się kompromisem. Głowy nie poleciały, krew się nie polała. Towarzysz Andrzej M. zaliczył come back na swoje stanowisko. Dożył zmiany ustrojowej i nadal cieszy się uznaniem. Również inni towarzysze doskonale poczuli się w III Rzeczpospolitej. W całej historii nieznany pozostaje jedynie los milicjanta i jego informatora. A szkoda. Można wszak napisać, że byli Konradami Wallenrodami, że rozsadzali komunizm od środka. Pomnik im się należy. Oczywiście to żart. Taki sam zresztą jak słowa aktorki Szczepkowskiej, która swego czasu bredziła, że w 1989 roku skończył się w Polsce komunizm.

na podstawie akt PZPR w Krajence (Archiwum Państwowe w Poznaniu)

 

 


Napisz komentarz

Komentarze

SSobie, a muzom 14.06.2024 19:29
I kogo to?

Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 5°C Miasto: Złotów

Ciśnienie: 1023 hPa
Wiatr: 11 km/h

Reklama
KOMENTARZE
Autor komentarza: MLTreść komentarza: Główną nagrodę w loterii – bon o wartości 5tyś na wycieczkę na Karaiby – otrzymał Pan Marcin Gagatek z Zalesia. Serdecznie gratulujemy zwycięzcy i życzymy niezapomnianych wrażeń! To zapis ze zlotowskie.pl - wycieczka na Karaiby a sponsor fundował wycieczkę na KanaryData dodania komentarza: 10.05.2025, 22:29Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacjiAutor komentarza: Nie bardzo nicTreść komentarza: Musiało zaboleć skoro używasz zarzutu ,,wiem ale nie powiem”” To jedyne miejsce gdzie można przeczytać otwarcie jakimi metodami usuwa się radnych, kto i jakimi metodami. Czy to nie jest konkretna informacja? W ostatnim czasie zaatakowano trzech radnych. Dwóch nie dało się zastraszyć.Data dodania komentarza: 10.05.2025, 20:18Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacjiAutor komentarza: WarTreść komentarza: WOJNA W ZŁOTOWIE! Mamy szukać schronów, uciekać z miasta? Panie Ceranowski; tyle tekstu o " d.... Maryni". " Styl" dobrze znany: wiem ale nie powiem.Zatem zajawki, wrzutki, niedopowiedzenia. Pisz Pan, jak będziesz coś wiedział a jak to przestępstwo, to obowiązek do Prokuratury! Proszę nie katować czytelników taką sieczką i nie epatować nieadekwatnym- choć nośnym-tytułem.Data dodania komentarza: 10.05.2025, 14:31Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacjiAutor komentarza: Do KronikarzaTreść komentarza: Widzę, że masz pan dobra analizę i cenne informacje. Przyznam że 50% tekstu nie rozumiem. Niestety nie kumam generowania kosztów z dębowym wzgórzem. Najniższa krajowa a nowiutkie audi???? Nie wiem też gdzie mieszkał pewnie o żelbeton chodzi. (Znajomy były minister z fuchą w okolicy i dziwna okoliczność w świetle zamieszania wokół szpitala) tego nie kumam choć wiem kto jest byłym sprawiedliwości choć nie ministrem a sekretarzem-ma też powiązanie rodzinne z dębowym wzgórzem. Ponoć śmieciarz też ma a o tym że jest szkolony to wiadomo od lat. To czopek Marysia, zawsze nagrzany i na pstryk. Nie raz mu w telefon zaglądali w zeszłej kadencji i ustalili suflera.Data dodania komentarza: 10.05.2025, 11:11Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacjiAutor komentarza: NiewyspanyTreść komentarza: Mam przeciwne wrażenie, trafnie oceniają sytuację. Zachęcają do donosów w kontekście takim, że nie mają czasu przerobić wszystkiego. Tłumaczą, że nie olewają tylko sprawdzają. Wracając do donosów, to niby Leszczyński czym grilluje Przewodniczącego Kolerę? Niepodpisanym donosem!Data dodania komentarza: 10.05.2025, 10:22Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacjiAutor komentarza: Złotowski jeleńTreść komentarza: Po przeczytaniu tego artykułu zastanawiam się jak nisko może upaść dziennikarstwo? Czy w ogóle można nazwać ten styl dziennikarstwem? Jaki jest cel tych „wypocin”? Zastraszenie kogoś? Próba wyłudzenia sugerując, że ma się haki? Zachęcanie do donosów? Do tego ogromne problemy z gramatyką piszącego. Ciężko się to czyta podobnie jak komentarze (czy tylko ja mam wrażenie, że pisze je sam autor artykułu?)Data dodania komentarza: 10.05.2025, 09:01Źródło komentarza: Wojna w Złotowie – redakcyjny komentarz w sprawie docierających do nas informacji
Reklama
Reklama