Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
czwartek, 2 maja 2024 04:49
Przeczytaj!
Reklama

Książka „Śladami Rodła – Leksykon Złotowszczyzny” – recenzja redakcji 77400.pl

Podziel się
Oceń

W 2023 roku obchodzimy setną rocznicę utworzenia V Dzielnicy Związku Polaków w Niemczech. Z tej okazji ukazała się publikacja „Śladami Rodła – Leksykon Złotowszczyny”. Czas na tradycyjną recenzję.

Praca powstała pod redakcją Anny Foreckiej. Autorami haseł jest aż 11 osób, w tym dyrektor Muzeum Ziemi Złotowskiej oraz kierownik Muzeum Okręgowego w Pile. Wsparcia finansowego dla realizacji tego projektu udzielił Samorząd Województwa Wielkopolskiego. Fakt ten został odnotowany nie tylko wewnątrz książki, ale widoczny był również w przestrzeni publicznej. Przykładem wyeksponowanie Henryka Szopińskiego (radny Sejmiku Województwa Wielkopolskiego, obecnie poseł na Sejm z ramienia Platformy Obywatelskiej) w trakcie promocji książki. Wydawcą publikacji jest „Dom Polski – Centrum Idei Rodła" w Zakrzewie. Jego dyrektorem jest Barbara Matysek Szopińska, której okolicznościowy wpis otwiera jubileuszową publikację.

Książka jest niewątpliwie pięknie wydana. Twarda oprawa, znakomita jakość papieru, odpowiednio dobrana wielkość czcionki, dobrej jakości fotografie. Te walory estetyczne przesłania nieco cena. W Muzeum Ziemi Złotowskiej koszt zakupu książki wynosi aż 45 złotych. Czy w związku z tym publikacja trafi pod strzechy? Wydaje się to mało prawdopodobne. Tymczasem taki właśnie powinien być cel jubileuszowych publikacji. Dotrzeć do jak najszerszego grona czytelniów! Oczywiście nie jest to przytyk do autorów książki. Raczej kamyczek w stronę Henryka Szopińskiego i władz Sejmiku Województwa Wielkopolskiego (którym zarządza koalicja Platforma Obywatelska – Polskie Stronnictwo Ludowe). Wygląda bowiem na to, że poskąpili grosza na tak wzniosły cel. 

Można wysnuć domniemanie, że to właśnie brak środków finansowych sprawił, że publikacja przyjęła tak skromny format. Dla lepszego zobrazowania wystarczy przywołać tu książkę prof. Joachima Zdrenki „Złotów 1370-2020”. Jej celem było uświetnienie 650. rocznicy nadania praw miejskich stolicy naszego powiatu. Praca prof. Zdrenki, w której bardzo mocno wyeksponowano niemiecki epizod w dziejach Złotowa, ma format zbliżony do A4 i 573 strony. Jak na jej tle wypada leksykon „Śladami Rodła”? Wystarczy te książki położyć obok siebie i odpowiedź nasunie się sama. Dla porządku należy jednak podać, że „Śladami Rodła” ma format zbliżony do A5 i 143 hasła, zamieszczone na 132 stronach! Skromnie, zbyt skromnie! 

Książki nie ocenia się jednak po okładce. Zajrzyjmy zatem do środka. Czytelnik dowiaduje się już na samym wstępie, że praca nad publikacją trwała półtora roku (s. 10). Osiemnaście miesięcy na napisanie książki to nie jest dużo czasu. Oczywiście jeśli mowa o ambitnym projekcie, w ramach którego autorzy chcą odkryć nieznane karty z lokalnej historii, a nie jedynie powielać informacje, które zawarte zostały w innych publikacjach. W takim przypadku droga prowadzi przez mękę, bo trzeba udać się osobiście do kilkunastu archiwów. Te rozsiane są po całej Polsce. Należy podkreślić, że jedynie część z nich udostępnia ułamek swoich zbiorów w internecie. Na tym nie koniec. Prawdziwe katusze czekają na badacza w dusznych salach archiwalnych, bo co to za przyjemność przeglądać w takich warunkach pachnące grzybem dokumenty.

Można pokusić się o pogląd, że tego rodzaju „mordęga” nie była udziałem Autorów książki „Śladami Rodła”. „Bibliografia” (s. 155 - 159) wskazuje bowiem jednoznacznie, że nie przeprowadzono pogłębionej kwerendy w polskich archiwach. Czy to z braku środków finansowych? To pytanie oczywiście do osób firmujących projekt. W tym miejscu należy wyjaśnić, że w „Bibliografii” wymieniono zaledwie dwa dokumenty z Archiwum Akt Nowych i jeden z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej. Ponadto powołano się na zbiory Muzeum Ziemi Złotowskiej i Biblioteki Pedagogicznej w Złotowie. Na tym koniec! Nie ma odniesień do zasobów Instytutu Pamięci Narodowej i dziesiątek innych archiwów. Totalna bieda! Co więcej, staje się ona jeszcze większa, bo i z tego dorobku trzeba coś uszczknąć. 

Mowa tu o dokumencie pochodzącym z Fundacji Generał Elżbiety Zawackiej. Z „Bibliografii” jasno wynika, że dotyczy on Kazimiery Konnak „Kaziczki” (s. 155). W tym kontekście zaskakujący jest fakt, że w „Leksykonie” nie pojawiło się hasło poświęcone tej zasłużonej osobie. O tym jednak w dalszej części recenzji. Najpierw bowiem należy dokończyć temat „Bibliografii”. Wspomniana Fundacja ma swoją siedzibę w Toruniu. Zapis w „Bibliografii” wskazuje, że to w tym mieście zapoznano się z jego treścią. Tymczasem materiały zgromadzone przez Fundację Generał Elżbiety Zawackiej dostępne są z pozycji fotela. W ułamku sekundy wchodzimy na stronę w Kujawsko - Pomorskiej Biblioteki Cyfrowej i po następnych kilku sekundach odnajdujemy m.in. dokumenty dotyczące Kazimiery Konnak „Kaziczki”. Dlaczego zatem w „Bibliografii” nie ma tego rodzaju odesłania źródłowego? 

Na tym nie koniec krytycznych uwag. Źródła wymienione w „Bibliografii” trudno bowiem przypisać do konkretnych haseł zamieszczonych w publikacji. Jest to o tyle istotne, że treść książki „Śladami Rodła – Leksykon Złotowszczyny”, blisko w 100 %, oparta jest na wydanych wcześniej publikacjach i opublikowanych wspomnieniach! Potwierdza to zresztą wpis profesora Romanowa, który znajduje się na płaszczyźnie tylnej książki. „Bibliografia” wymienia około dziewięćdziesięciu tego typu pozycji źródłowych. Należy przy tym zauważyć, że część haseł została opracowana przez autorów publikacji wymienionych w „Bibliografii”. 

Przyjęta formuła sprawia, że Czytelnikowi (badaczowi dziejów) pozostaje przyjmować na wiarę, że wszystkie zapisy w „Leksykonie Złotowszczyzny” są prawdziwe. Oczywiście brak przypisów istotnie utrudnia jakąkolwiek weryfikację treści. Ten mankament może też rodzić spekulacje i podważać wiarygodność Autorów książki. Przykładem biogram Leona Malczewskiego (s. 77). Szereg nowych informacji na temat tej postaci można odnaleźć na stronie internetowej „Ku korzeniom”. Pominięcie tego źródła w „Bibliografii” wskazuje jednoznacznie, że po prostu z niego nie skorzystano. Skąd zatem pochodzi wiedza, która posłużyła do opracowania biogramu? Tego rodzaju pytania można postawić oczywiście przy każdym haśle. Brak przypisów!

Przy tworzeniu „Leksykonu Złotowszczyzny” pominięto niektóre publikacje (regionalne i ogólnopolskie). Rzecz jasna zawsze można obronić to argumentem, że nie było takiej potrzeby. Czy rzeczywiście? Zostawmy zatem „Bibliografię” i przejdźmy do części hasłowej. Znajduje się ona na 132 stronach (od 11 do 143). Jej wnikliwa lektura wskazuje jednoznacznie, że nie ma racji historyk Zenon Romanow, który na płaszczyźnie tylnej książki napisał: „wydaje się, że nie pominięto żadnej ważnej osoby, ani wydarzenia”. Tak nie jest! Co więcej, katalog pominiętych postaci jest bardzo szeroki! 

W tym miejscu wymienione zostaną jedynie przykłady. Marta Przybył nie doczekała się biogramu, mimo że była zasłużoną nauczycielką (zaangażowaną także w tajne nauczanie) i założycielką dziewczęcej drużyny harcerskiej w Zakrzewie. Uwaga: pierwszej polskiej w powiecie złotowskim! Uczciwość nakazuje wspomnieć, że samo jej nazwisko pojawia się w czterech miejscach w „Leksykonie”. Podobny los spotkał wymienioną wcześniej Kazimierę Konnak. Wspomniano o niej krótko w biogramie Konrada Konaka – przedwojennego nauczyciela w Buntowie (s. 65 - 66). Można w nim przeczytać, że była jego żoną (nie podano od kiedy) i opiekowała się młodzieżą żeńską. Ponadto, że należała do Armii Krajowej. To wszystko. Wspomniane postaci i tak spotkało wyróżnienie, bo próżno szukać w „Leksykonie Rodła” jakiejkolwiek wzmianki o Klemensie Bełka – prezesie Towarzystwa Młodzieży Polskiej w Nowym Buczku. Za swoją działalność zapłacił m.in. pobytem w niemieckich obozach koncentracyjnych w Auschwitz i Sachsenhausen. W publikacji nie wymienia się też członków jego rodziny. Mowa tu o Feliksie Bełka (brat) i Janie Olewskim (szwagier), którzy zostali zamordowani przez Niemców za rzekomą działalność wywiadowczą na rzecz Polski. Zresztą wątek współpracy z „Dwójką” także nie doczekał się ujęcia hasłowego. 

Pominiętych osób jest znacznie więcej. Z tego szerokiego katalogu trzeba jednak przywołać jeszcze dwa nazwiska. To odpowiedź na ewentualny argument, że wszystkie braki są jedynie pokłosiem skąpstwa radnych Sejmiku Województwa Wielkopolskiego, z byłym radnym Szopińskim na czele. Otóż nie. Czasami wystarczał dostęp do internetu. Na przykład na portalu 77400.pl publikowane są losy działaczy, którzy krzewili polskość na terenach administrowanych przez Niemców w okresie niemieckiego zaboru (1772-1945). Pod każdym artykułem znajdują się odniesienia źródłowe. Wskazują one kierunek poszukiwań. Przykładem historia Roberta Gransickiego, który był zasłużonym nauczycielem i działaczem społecznym w Głomsku. Został rozstrzelany przez Niemców 14 września 1939 roku (niedaleko Kartuz). Kolejnym takim przykładem jest Franciszek Gliszewski – pierwszy kierownik szkoły polskiej w Krajence. Za swoją patriotyczną działalność został aresztowany przez Niemców. Następnie przewieziono go do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Zmarł w nim 9 marca 1940 roku. Należy podkreślić, że Gransicki i Gliszewski doczekali się tablic pamiątkowych (Głomsk, Krajenka). Pominięto ich natomiast w publikacji „Śladami Rodła”. Mowa tu o biogramach. 

Również sama treść niektórych haseł budzi pewne zastrzeżenia. Wybiórczość zauważalna jest m.in. w biogramie Janiny Kłopockiej (s. 55 - 56). Dlaczego nie zostały wyeksponowane jej związki z neopogańskich i antychrześcijańskim ruchem „Zadruga”, mimo że utrzymywała kontakt z tym środowiskiem (w tym liderem tego ruchu - Janem Stachniukiem) również po wojnie? To nie jest jedyne pytanie, bo zastrzeżenia musi budzić także sposób zestawienia jej wojennych i powojennych losów. Portret tej postaci budowany jest w oparciu o następujące zapisy:

  • Działała w antyniemieckiej konspiracji,
  • Straciła większość swoich prac podczas Powstania Warszawskiego,
  • Została aresztowana przez komunistów w 1949 roku i skazana na 7 lat więzienia. 

Należy wyjaśnić, że rzekoma działalność niepodległościowa Kłopockiej nie znalazła dotychczas wiarygodnego oparcia źródłowego. W związku z tym należało pominąć tego rodzaju zapis w jej biogramie lub podać nazwę organizacji niepodległościowej, w której działała. Oczywiście prawdą jest, że straciła część swoich prac w trakcie Powstania Warszawskiego. W tym kontekście należało jednak mocno zaakcentować, że nie brała w nim udziału, bo od 1944 roku mieszkała w Częstochowie. Również zapis o prześladowaniach przez komunistów daleki jest od precyzyjności. Powodem jej aresztowania nie było bowiem „propagowanie nacjonalizmu na łamach „Zadrugi” (s. 56). Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana (więcej na ten temat tutaj). Mniej skomplikowane były za to powojenne wybory środowiska „Zadrużan", które w większości aktywnie włączyło się w budowę „Polski Ludowej”. Przykładem Feliks Widy-Wirski, który był nie tylko posłem do KRN, ale także kierownikiem w kilku ministerstwach, w tym ministerstwie propagandy. Mowa tu o okresie budowania komunizmu na ziemiach polskich. 

„Zubożono” także biogram Franciszka Bartosza (s. 14-15). Kończy się on bowiem na latach dwudziestych XX wieku. Tymczasem Bartosz zmarł w 1967 roku (tak wynika z książki). Pominięto zatem kilkadziesiąt lat z jego życiorysu! Mowa tu o człowieku, który jest patronem jednej z ulic w Złotowie. "Zubożenie" widać oczywiście w kilku innych miejscach. Na przykład w biogramie Władysława Brzezińskiego (s. 19 - 20) pominięto wątek jego przynależności do antykomunistycznej formacji młodzieżowej, która po wojnie funkcjonowała na terenie Złotowa. 

Tego rodzaju „wybiórczość” można tłumaczyć w różny sposób. Między innymi koniecznością ograniczania biogramów do określonej ilości znaków. Chodzi o nie przeładowanie ich treścią. Zgoda. Jest to jakiś argument i w wielu miejscach się obroni. Problem w tym, że czasami nie wolno i nie wypada dokonywać pewnych cięć w tekście. Przykładem hasło „represje” (s. 105 - 106). Czego w nim brakuje? Oczywiście wymienienia setek osób związanych z zachodnią Krajną, które zginęły, trafiły do obozów koncentracyjnych lub były prześladowane przez Niemców w inny sposób. Nie ma m.in. Ignacego Martyna, Bolesława Mazurkiewicza, Czesława Mikołajczyka, Stanisława Witkowskiego i jeszcze wielu innych ofiar II wojny światowej. W tym kontekście szczególnie razi to, że w skorowidzu nazwisk znajdziemy m.in. Tomasza Grodzkiego (Marszałek Senatu RP), Marka Woźniaka (Marszałka Województwa Wielkopolskiego) i posła RP Henryka Szopińskiego. 

Podobnie razi potraktowanie szkolnictwa (s. 119-120). W tym przypadku również mamy „cięcia”. Nie ma osobnych haseł (np. szkoła w Głomsku, szkoła w Buntowie, szkoła w Krajence), mimo że była to jedna z wizytówek działalności Związku Polaków w Niemczech. Mamy jedynie ogólnikowy obraz szkolnictwa, którego opis zmieścił się w zasadzie na jednej stronie! Tymczasem za tymi projektami oświatowymi stali konkretni ludzie, którzy płacili później za to cenę życia. Przykładem Franciszek Gliszewski i Paweł Hans, którzy nawet symbolicznie nie zostali wymienieni w publikacji! Miejsce znalazło się za to na hasło „Buczkowskie Konferencje Naukowe” (s. 20-21), by przy okazji pochwalić kilka współcześnie żyjących postaci, z Włodzimierzem Pankiewiczem na czele. A gdzie zamordowani przez Niemców nauczyciele i inni działacze społeczni?

Część hasłową można omawiać jeszcze długo. Pora jednak zbliżyć się do końca recenzji i... przejść na sam początek książki. Rozpoczyna ją „Słowo od wydawcy”. Autorką wpisu jest Barbara Matysek Szopińska. Rzecz jasna odkrywa on kulisy powstawania publikacji. Dowiadujemy się z niego, że treść książki oparto m.in. na archiwach rodzin: Rożeńskich, Grochowskich i Kokowskich. Należy zauważyć, że kontrastuje to z „Bibliografią, w której brak tego rodzaju informacji! W publikacji „Śladami Rodła” nie ma też przypisów. Czytelnik nie dowie się zatem, w których miejscach użyto wspomnianych materiałów archiwalnych. Jest to również ogromne utrudnienie dla przyszłych badaczy dziejów powiatu złotowskiego (np. studentów historii). 

Ostatnim, dotychczas nie omówionym fragmentem książki jest „Wprowadzenie” do niej, które napisała Anna Forecka. To właśnie pod jej redakcją powstała publikacja „Śladami Rodła – Leksykon Złotowszczyzny”. Jest to zatem osoba, która miała ogromny wpływ na jej ostateczny kształt. „Wprowadzenie” zawiera krótki rys historyczny na temat dziejów zachodniej Krajny, którą na kartach książki nazwano „Złotowszczyzną”. Już na samym początku razi to, że opis rozpoczyna się od XX wieku, a dokładnie od ustaleń międzynarodowych w Wersalu. Nie ma zatem nic o zagarnięciu polskiej Krajny przez Prusy w 1772 roku (pierwszy rozbiór Polski). 

Przekaz budowany przez panią Forecką ma dość prostą konstrukcję. Ukazuje bowiem względnie dobre relacje polsko-niemieckie, które zakłóca dopiero dojście Adolfa Hitlera do władzy. Nie wspomina o prześladowaniach Polaków przed tym okresem. Na przykład pani Forecka napisała o utworzeniu polskich szkół mniejszościowych w latach 1929 - 1931. Nie ma jednak przy tym ani słowa o niemieckich działaniach, które projekty te miały zniweczyć. Tymczasem takich szykan było wiele (grzywny, aresztowania, wydalanie polskich nauczycieli, niszczenie mienia, zwalnianie z pracy rodziców, którzy posyłali dzieci do polskich szkół itp.). Co ciekawe, pani Forecka, wspominając okres powojenny napisała, że autochtoni (Polacy z zachodniej Krajny) byli traktowani z wrogością przez polską ludność napływającą na te tereny. Nie ma jednak odniesienia do działalności PUBP w Złotowie i innych komunistycznych instytucji, które prześladowały m.in. byłych działaczy ZPwN. Przykładem losy Jana Mackowicza (s. 76.). Dlaczego wstęp pani Foreckiej w zasadzie pomija haniebny okres komunizmu? Czy dlatego, że szereg szanowanych postaci (m.in. mieszkających w powiecie złotowskim) wpisało się w budowę tego totalitarnego systemu? Czy ma to być powód do zbiorowej amnezji i ciągłego uciekania od negatywnej oceny tego czasu w dziejach Polski? Przecież „Wprowadzenie” kończy się słowami: „pamięć jest wszystkim, co mamy”. Dlaczego zatem niektórzy nie chcą pamiętać? Kropka. Czas na podsumowanie.

Książka „Śladami Rodła – Leksykon Złotowszczyzny” ma swoje słabe strony. Część z nich została zaakcentowana w recenzji. Nie oznacza to jednak, że nie jest to wartościowa publikacja. Komu zatem warto ją polecić? To książka przede wszystkim dla osób, które nie znają lub słabo znają historię zachodniej Krajny. To elementarz, który zawiera podstawowe informacje o działalności ZPwN. Należy podkreślić, że część hasłowa wykracza poza ramy tzw. „Złotowszczyzny”. Godne podkreślenia jest to, że trudno doszukać się w publikacji błędów merytorycznych. Pod tym względem kontrastuje to z publikacją prof. Zdrenki. W tym miejscu duży plus. Oczywiście całość napisana jest ładnym językiem i estetycznie wydana. Szczególne wrażenie robią fotografie.

Osobom zaangażowanym w projekt należą się zatem słowa uznania. Brawo należy bić zwłaszcza dlatego, że książką uświetniono jubileusz setnej rocznicy utworzenia V Dzielnicy ZPwN. Tak powinno być zawsze. Podczas urodzin należy mówić o jubilatach, nie skupić się jedynie na talerzu, czyli samym świętowaniu. Oczywiście jest również pewne rozczarowanie. Zaangażowanie tylu osób i instytucji mogło wszak zwiastować, że końcowy rezultat będzie inny, że doczekamy się pogłębionej pracy badawczej nad dziejami regionu, która znajdzie swoje odzwierciedlenie w książce. Tak się jednak nie stało. Są w niej oczywiście rodzynki, które zwiastowały tego rodzaju kierunek. Przykładem hasła „Kaazowie” (wyszło spod pióra śp. Romana Rożeńskiego) i Wojciech Pioch (opracowane przez Janusza Justynę). Leksykon powinien być szerokim zbiorem. Obejmować m.in. osoby, które znajdują się głęboko w cieniu lokalnej historii. Czy kiedyś takie opracowanie powstanie? Tego nie wiadomo. Nie ulega jednak wątpliwości, że taki „Leksykon Polskości Zachodniej Krajny” byłby znakomitym narzędziem w kształtowaniu tożsamości narodowej. Ponadto stanowiłby antidotum na niemieckie ciągoty niektórych przedstawicieli świata nauki, polityki i lokalnej społeczności. Byłby to także wyraz ogromnego hołdu dla tych wszystkich, którzy na tym terenie pielęgnowali polskość. Mowa tu również o nam współczesnych, o ludziach takich jak śp. Roman Rożeński. którego wiedza o działaczach „Rodła” była przeogromna. Wraz z jego śmiercią straciliśmy, być może bezpowrotnie, fragment lokalnej historii. A przecież „Pamięć jest wszystkim, co mamy”. Dbajmy zatem o nią. W tym kontekście życzymy pani Annie Foreckiej i jej zespołowi kolejnych publikacji. Tym razem godnych miana leksykonu, "Leksykonu Polaków z zachodniej Krajny". 

Redakcja 77400.pl



 


Napisz komentarz
Komentarze
Nieczytelnik 05.12.2023 14:04
Pan Piotr (niby redakcja) chętnie recenzuje czyjeś książki, podczas gdy jego dzieł nikt chyba recenzuje. Nikomu się nie chce

AK 02.12.2023 17:49
Czy Autorzy głosowali "bez referendum"?

MagdaS 02.12.2023 19:35
Tak, same dupowchody platfusji.

Ziomalka 05.12.2023 14:04
Wiesz, bo w tej doopie też jesteś?

Rodlak wnuk 01.12.2023 18:56
Byłem ciekawy czy zauważycie pojawienie się tej pozycji na naszym rynku wydawniczym. Nie czytałem i nie kupiłem gdyż było czuć, że to akt kampanii wyborczej, który wybrzmiał zgodnie z kalendarzem wyborczym. Każdy więc dostał swoją dolę, coś tam skopiował i przystąpiono do bankietu. Była Asta, była muzyka i popłynęła propaganda z Zakrzewa.

Doktor 03.12.2023 14:26
Rodlak wnuk? Szukaj takich jak wiatru w polu. Pewnikiem siedzą w Niemczech.

bezchmurnie

Temperatura: 12°CMiasto: Złotów

Ciśnienie: 1012 hPa
Wiatr: 15 km/h

ReklamaMarcin Porzucek - Poseł na Sejm RP
Reklama
Reklama