Barbara Narloch, wieloletnia i ceniona przez mieszkańców kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Złotowie, została zmuszona do odejścia z urzędu. Oficjalny powód? Likwidacja stanowiska kierownika USC, decyzja zawarta w zarządzeniu burmistrza z dnia 30 września 2024 roku. Jednak jak pokazuje sądowa wokanda, ta „likwidacja” nie zakończyła sprawy. Wręcz przeciwnie dopiero ją rozpoczęła.
Miasto Złotów, jako strona pozwana, przystało na zaproponowaną ugodę przez przewodniczącą. To standardowa procedura przed procesem. W odpowiedzi na to strona przeciwna, była kierownik nie przystała na to rozwiązanie i wnioskowała o prowadzenie pełnego procesu. Trudno się dziwić. Gdy odwołuje się wieloletniego, szanowanego urzędnika, i to w dość przewrotny sposób, zasłaniając się likwidacją stanowiska, które i tak musi funkcjonować (ktoś musi śluby udzielać, prowadzić akta i kierować USC choćby burmistrz), należy się liczyć z sądową przeprawą.
Decyzje administracyjne, zwłaszcza kadrowe, powinny być podejmowane z chłodną głową i kalkulowane tak, jak w dobrze zarządzanej spółce czy firmie prywatnej. Dobry menedżer przewiduje skutki swoich działań, potrafi ocenić ryzyko i unikać decyzji, które mogą narażać jego instytucję na straty, zarówno finansowe, jak i wizerunkowe. Jeśli nie istnieje wyraźny powód do zwolnienia pracownika, a tworzy się dla tego celu alternatywne rozwiązanie, trzeba liczyć się z konsekwencjami. Chytrość bez solidnych argumentów to proszenie się o porażkę. Działanie impulsywne, według zasady „jakoś to będzie”, to nie tylko zły znak, ale błąd zarządczy.
Tym bardziej dziwi fakt, że już na pierwszym posiedzeniu sądu Miasto wykazało brak pewności co do słuszności swojej decyzji. Wnioskowanie o ugodę może być odebrane jako próba uniknięcia ryzyka przegranej. Jeśli burmistrz był przekonany o legalności i zasadności swojej decyzji można by oczekiwać twardej obrony, a nie kalkulacji „ile nas to będzie kosztować”.
Miasto niejako odkryło karty gotowe do ugody, gotowe do wypłaty odszkodowania, byle nie iść dalej w spór. To pokazuje, że sytuacja była wkalkulowana i przewidywano możliwość porażki. Teraz to sąd oceni, czy sposób przeprowadzenia tej decyzji miał podstawy i intencje zgodne z prawem i dobrymi obyczajami.
Czy w tej sprawie chodziło o reorganizację, czy raczej o eliminację konkretnej osoby odpowie sąd. Cała ta operacja może będzie bardziej bolesna nie dla samego burmistrza, lecz dla mieszkańców. To oni bowiem poniosą realne konsekwencje finansowe i wizerunkowe tej decyzji. To z budżetu miasta, nie z prywatnej kieszeni włodarza, zapłacone zostaną ewentualne koszty odszkodowania, obsługi prawnej, a może nawet zasądzone zadośćuczynienie. Toczy się więc gra na nasz koszt a gracz, jak widać, kapituluje już na wstępie.
Napisz komentarz
Komentarze