Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 15 czerwca 2025 09:51
Reklama

Bitwa o zachowanie polskiej szkoły w Krajence

Podziel się
Oceń

W 1772 roku miał miejsce pierwszy rozbiór Polski. Jego ofiarą padła również Krajna, która dostała się pod niemieckie panowanie. Dla części tych ziem trwało ono do 1945 roku. Nie oznacza to jednak, że ziemie te uległy w tym czasie całkowitej germanizacji. Stało się tak za sprawą nauczycieli oraz działaczy polonijnych, którzy walczyli o pielęgnowanie języka polskiego, kultury i historii polskiej Krajny. Osoby te były szykanowane przez Niemców. Obrazuje to m.in. przykład Krajenki.

Rozporządzenie pruskiego ministerstwa oświaty z 31 grudnia 1918 roku zliberalizowało twardą politykę władz niemieckich w zakresie nauczania języka polskiego. Należy przy tym podkreślić, że te pozorne ustępstwa podyktowane były jedynie koniecznością upominania się o sprawy własnej mniejszości w innych krajach, a nie faktyczną zmianą kursu. Faktem jest jednak, że na terenie niemieckich szkół państwowych, choć tylko w kilku rejencjach, rozpoczęła się nauka języka polskiego. Z tego przywileju skorzystały m.in. polskie dzieci z terenu Kreis Flatow (powiat złotowski). Umożliwiono im naukę religii, czytania i pisania (na stopniu średnim i wyższym szkoły powszechnej), ograniczając jednak ten czas do zaledwie trzech godzin tygodniowo. Tego rodzaju zajęcia wprowadzono między innymi w niemieckiej szkole w Krajence. Wykładowcą języka polskiego (z dniem 1 marca 1919 r.) został nauczyciel Izydor Śliwa (Schliwa). Natomiast lekcje religii miał wykładać ks. Paweł Schonke - proboszcz z Krajenki. 

Wspomniany duchowny był Niemcem. Płynęła w nim jednak również polska krew. Jego matką była bowiem Konstancja z Kryszkiewiczów. Stąd właśnie doskonale znał język polski. Można wysnuć domniemanie, że lojalność wobec Niemiec powodowała w nim wewnętrzne rozterki. Nauczanie dzieci w języku polskim było wszak sprzeczne z celem niemieckich polityków, którzy gremialnie popierali wynarodowienie Polaków. Z drugiej strony ks. Schonke był też duchownym. Polacy stanowili zaś znaczącą grupę katolików. Zapewne te dylematy sprawiły, że posłużył się wybiegiem. Pomógł mu w tym fakt, że lekcje religii prowadzone w języku polskim miały być wizytowane przez władze świeckie. Ksiądz Schonke postawił ultimatum, że albo on albo wizytacje. Władze szkolne nie zmieniły swojego stanowiska, co w efekcie dało mu możliwość dyplomatycznego wycofania się z niezręcznej sytuacji. W tej sytuacji lekcje religii w języku polskim także prowadził  Izydor Śliwa (Schliwa). Ten stan rzeczy trwał jednak tylko do marca 1920 roku. Wówczas to Rejencja Pilska wydała zarządzenie o przeniesieniu polskiego nauczyciela do powiatu wałeckiego. W uzasadnienie podano, że jako „vollblutpole” (pełnokrwisty Polak) naraził się społeczeństwu niemieckiemu swoją pracą i działalnością na rzecz Polski. Izydor Śliwa (Schliwa) nie zastosował się jednak do tego zarządzenia i wyjechał na ziemie II Rzeczpospolitej. Niewykluczone, że pewien wpływ na tego rodzaju decyzję miały represje. Tych doświadczył m.in. ze strony funkcjonariuszy niemieckiej straży granicznej. Przykładem rewizja przeprowadzona w  jego mieszkaniu w Krajence. Szykanowano także innych Polaków. Na przykład wnioski rodziców o naukę języka polskiego załatwiano opieszale lub zwyczajnie odrzucano. Piętrzono też różne problemy administracyjne. Między innymi pismem z dnia 7 lutego 1923 roku pruskie MSW instruowało podległe placówki szkolne, że wnioski o naukę języka polskiego winni składać jedynie nauczyciele, którzy posiadają pełne wykształcenie pedagogiczne uzyskane w seminariach niemieckich.

Niezwykle ważnym aktem w niemieckim prawodawstwie stała się „Ordynacja dotycząca uregulowania szkolnictwa dla mniejszości polskiej” z 31 grudnia 1928 roku. Tu również należy podkreślić, że przyjęte w niej rozwiązania to nie wynik dobrej woli Niemców. Bardziej zadziałała tu obawa o los członków własnej społeczności, którzy mieszkali na terenach II Rzeczpospolitej. "Ordynacja" (wraz z okólnikiem z 21 lutego 1929 roku) stała się podstawą do zakładania prywatnych szkół polskich w Niemczech. Dzięki temu w latach 1929–1931 utworzono na terenie ówczesnego powiatu złotowskiego (Kreis Flatow), aż 23 tego rodzaju placówki! Jedna z nich powstała w Krajence, która przed wojna nosiła nazwę Krojanke.

Wniosek o utworzenie prywatnej szkoły w Krajence (dla 17 dzieci, datowany na 27 marca 1931 r.) został złożony przez Polsko – Katolickie Towarzystwo Szkolne na Obwód Rejencji Piła w Złotowie. Pozytywna odpowiedź Rejencji w Pile sprawiła, że placówka uzyskała możliwość rozpoczęcia działalności już 8 maja 1931 roku. Pojawiły się jednak inne trudności. Mowa o działalności komunalnych władz w Krojanke (Krajenka). Zaczęły one bowiem piętrzyć trudności Towarzystwu Szkolnemu. Między innymi wystąpiły do Rejencji w Pile o anulowanie zezwolenia. Tym działaniom towarzyszyła antypolska nagonka, którą podjudzały szczególnie mocno lokalne gazety (np. „Die Grenzmark” Willly’ego Hahlwega). Niemieccy dziennikarze pisali w nich m.in. o tym, że "władze i społeczeństwo niemieckie nie mogą pogodzić się z faktem, że w Krajence powstaje szkoła polska, głosząc kategorycznie, że jest ona tam niepotrzebna". Te trudne początki opisał również Jan Rożeński,  który pełnił funkcję kierownika Polsko-Katolickiego Towarzystwa Szkolnego Rejencji pilskiej z siedzibą w Złotowie (pełnił zarazem funkcje sekretarza). We wspomnieniach napisał: „Spośród wszystkich naszych szkół największe trudności w zorganizowaniu i w uzyskaniu zezwolenia na otwarcie szkoły miałem w Krajence, gdzie władze komunalne i szowinistyczne czynniki nie mogły się pogodzić z faktem, że i tam powstaje szkoła polska. Władze komunalne oświadczyły mi, że Towarzystwo Szkolne zakłada polską szkołę w Krajence wyłącznie dla celów propagandowych".

Prywatna polska szkoła w Krajence, która mieściła się gdzieś przy obecnej ulicy Toruńskiej (właścicielem nieruchomości był Jan Gliszewski), rozpoczęła swoją działalność 9 sierpnia 1931 roku. Niemal "na przywitanie" wydział budowlany miasta Krojanke (Krajenka) dopatrzył się przekroczenia uprawnień budowlanych i ukarał Towarzystwo Szkolne grzywną w wysokości 6000 marek. Była to suma na owe czasy bardzo wysoka. Represje dotykały również rodziców, którzy posyłali lub planowali posłać dzieci do polskiej szkoły. Należy podkreślić, że większość z nich była uzależniona ekonomicznie od Niemców. Za posyłanie dzieci do polskiej szkoły tracili oni pracę lub wypowiadano im najem mieszkania. Wielce wymowny w tym kontekście stał się przykład rodziny Stachników. Ojciec tego rodu pracował w Berlinie. Właśnie z tego powodu dzieci do szkoły zapisała ich matka – mieszkanka Krajenki. Gdy rożne szykany wobec kobiety zawiodły, niemiecki nauczyciel (później także Inspektor w Złotowie), zażądał od ojca złożenia przychylnego Niemcom oświadczenia w tej sprawie. Uzależniony od pracodawcy Stachnik napisał, że „musi odpowiedzieć, iż dzieci mają chodzić do szkoły niemieckiej”.

Szykany dotykały przede wszystkim jednak nauczycieli. Między innymi 16 lutego 1932 roku Franciszek Gliszewski – kierownik szkoły w Krajence, został pozbawiony przez Rejencję w Pile prawa do nauczania. Jego dalsza nieprzejednana postawa (m.in. w sprawie dzieci Stachnika) skutkowała aresztowaniem, a następnie zmuszeniem do wyjazdu do Polski. Stanowisko kierownika przejął po nim Bolesław Jęchorek, który natychmiast podjął próbę ratowania szkoły. Tej groziło zamknięcie pod pretekstem braku odpowiedniej liczby uczniów. Dlatego Jęchorek namawiał m.in. polskie rodziny z majątku proboszczowskiego, by te posyłały dzieci do polskiej placówki. W tej sprawie udał się nawet do księdza Pawła Schonke, co zapewne miało związek z zależnością ekonomiczną tych osób. od proboszcza Krajenki. Wszystkie te działania zakończyły się fiaskiem. Wiosną 1932 r. do polskiej szkoły uczęszczało jedynie pięcioro dzieci robotnika Mira i jedno dziecko chałupnika Przybylskiego. Fakt ten stał się pretekstem dla władz Rejencji w Pile do zamknięcia placówki. Ostateczny kres jej działalności położyło pismo z dnia 10 maja 1932 roku, które jednocześnie stanowiło nakaz przeniesienia 6 polskich uczniów do niemieckiej szkoły. Należy podkreślić, że zażalenie do pruskiego ministerstwa oświaty oraz skarga do Najwyższego Trybunału Administracyjnego nie dały rezultatu, i to mimo niezgodności z prawem tego rodzaju postępowania!

Na koniec warto wspomnieć o martyrologii krajeńskich nauczycieli. W miejscowości Silno koło Torunia rozstrzelano Pawła Hansa. Jego katami byli członkowie SS: Artur Thews i Gustaw Blumke. Równie tragiczny los spotkał także pierwszego kierownika krajeńskiej placówki oświatowej - Franciszka Gliszewskiego. Po opuszczeniu Krajenki uczył w miejscowościach Rożniat i Kobylnik (na terenie II RP). W nocy z 17 na 18 września 1939 roku został aresztowany przez Niemców i przewieziony do obozu „Albatros” w Pile. Tam poddano go torturom. Następnie przetransportowany został do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen – Oranienburg, gdzie zmarł 9 marca 1940 roku. Wojnę przeżył natomiast Bolesław Jęchorek. Warto wspomnieć też o Janie Gliszewskim, w którego budynku znajdowała się szkoła w Krajence. Został on wypędzony ze swojego gospodarstwa przez Niemców. Jego dalszych losów nie ustaliłem.

źródła

Materiały własne Autora,

Materiały archiwalne IPN

J. Kęcińska Kaczmarek, Roman Rożeński, Jan Rożeński 1904–1968, Złotów 2015, s. 79. 

PAT, Niemcy terroryzują szkolnictwo polskie, Rekord Wielkopolski nr 293, 19 grudnia 1931.

B. Olszewicz, Kronika wydarzeń politycznych w dziedzinie stosunków polsko–niemieckich, Kwartalnik „Strażnica Zachodnia”, nr 4, 1931.

B. Jęchorek, Wśród polskich dzieci w Zakrzewie i Krajence, [w:] red. E. Makowski, Pamiętniki nauczycieli złotowskich 1919–1939, Poznań 1964, s. 77.

M. Waberska, Z dziejów Szkoły Podstawowej w Krajence w okresie międzywojennym, s.73, [w:] red. Stanisław Żeleźniewicz, Szkoły Polskie na Ziemi Złotowskiej – Materiały

nadesłane na Ogólnopolski Konkurs zorganizowany z okazji 50–lecia Kongresu Berlińskiego Związku Polaków w Niemczech, Piła 1989

W. Junosza, Obecne położenie polskiego szkolnictwa w Niemczech i niemieckiego w Polsce, Kwartalnik „Strażnica Zachodnia”, tom XVI, 1933.

M. Zientara–Malewska, Wspomnienia nauczycielki spod znaku Rodła, Warszawa 1985, s. 111.
G. Bojar Fijałkowski, Ślady, których nie zniszczył czas, [w:] red. A. Czechowicz, Pogranicze i Kaszuby w latach terroru, Koszalin 1970, s. 183.

 


Napisz komentarz

Komentarze

bezchmurnie

Temperatura: 21°C Miasto: Złotów

Ciśnienie: 1020 hPa
Wiatr: 16 km/h

ReklamaMarcin Porzucek - Poseł na Sejm RP
KOMENTARZE
Autor komentarza: He heTreść komentarza: Durny jesteś, chyba z PiSu, a pałac już niedługo... A Dorotka ma rozumek kotka, to fakt.Data dodania komentarza: 14.06.2025, 23:14Źródło komentarza: Nowe stanowisko w Urzędzie Miejskim w Złotowie – polityczna spłata czy realna potrzeba?Autor komentarza: do wyżejTreść komentarza: Co ? poprzednikowi sie udawało? Pałac Działyńskich,prywatny chciał Pulit za kasę z UM i ukraińcowi chciał remontować pałac !!! Co durniu ci się udało? napisać więcej ? A ta Dorota z Warsztatów niepełnospr. musi byc zwolniona bo za duże koszty a sama o nic się nie stara aby zdobyć pieniądze.Data dodania komentarza: 14.06.2025, 14:16Źródło komentarza: Nowe stanowisko w Urzędzie Miejskim w Złotowie – polityczna spłata czy realna potrzeba?Autor komentarza: DamianTreść komentarza: Oj ktoś tu ma duży kompleks że poprzednikowi udawało się a jemu nie. Czytam te ataki na poprzednika i dziwię się że jeszcze nie dotarło że społeczeństwo nie chce takiego włodarza, brak sukcesów, brak wizji, brak zaangażowania w sprawy miasta, furia pod każdą krytyką i ataki na poprzednika. Jestem zwykłym mieszkańcem Złotowa, ale sądzę że ten z ratusza znów zaatakuje Pana Adama pod moim komentarzem. Przykro się na to patrzy. Panie Adamie mam nadzieję że znosi Pan to dzielnie bo mieszkańcy widzą że Pana następca nie dorósł Panu do pięt. Z wyrazami szacunku Panie AdamieData dodania komentarza: 13.06.2025, 07:33Źródło komentarza: Nowe stanowisko w Urzędzie Miejskim w Złotowie – polityczna spłata czy realna potrzeba?Autor komentarza: LILYTreść komentarza: Jestem tak podekscytowany, że moje rozbite małżeństwo zostało przywrócone. Mój były kochanek wrócił po tym, jak zostawił mnie i nasze dzieci dla innej kobiety. Byłem tak szczęśliwy, że poznałem dr Geralda i jak pomógł wielu ludziom odzyskać swojego kochanka, więc skontaktowałem się z nim, aby pomógł również mi. W ten sposób dr Gerald pomógł mi odzyskać mojego kochanka. Wielkie podziękowania dla dr Geralda, ponieważ nigdy nie myślałem, że mój były kochanek wróci do mnie tak szybko dzięki twojemu zaklęciu. Jesteś najlepszy i najwspanialszy na świecie. Jeśli jesteś tutaj i potrzebujesz swojego byłego kochanka z powrotem lub twój kochanek przeniósł się do innej kobiety, nie płacz więcej, skontaktuj się z tym potężnym czarodziejem już teraz. Oto jego kontakt: E-mail: [email protected] WhatsApp: +14242983869Data dodania komentarza: 13.06.2025, 06:25Źródło komentarza: Kryształowa noc, a właściwie poranek – całopalenie marki Wielkopolskie ZdrojeAutor komentarza: MędaTreść komentarza: Skąd wiesz, że to on?Data dodania komentarza: 13.06.2025, 00:07Źródło komentarza: Nowe stanowisko w Urzędzie Miejskim w Złotowie – polityczna spłata czy realna potrzeba?Autor komentarza: BasiaTreść komentarza: jak ci nie wstyd ! 9 lat doiłeś bo słabiutki byłeś a porwałes się z motyką na słońce. Piersza kadencje to było wypytywanie Mieszkańców co chca dla miasta.Wpłynęło ponad 700 wniosków od mieszkańców Złotowa. Gdy padło hasło "Sanatorium" to zaczął Pulit zastanawiać się co dalej a gdy na ten cel dostał 20 milionów z Funduszy od Norwegii to poszły pieniadze na Dom nowy warsztaty dla niepełosprawnych ,parkingi ,dwie drogi i Pulit zwiał do Lasu. Teraz uszczypliwe jego komentarze przeciw UM i każdemu są tu po kilkanascie dziennie pod różnymi nikami . Teraz Adam doi Złotów bo jest ze wsi a dostaje pensję w Nadl.czyli z naszych podatków Złotowian. Tak oto bez bicia przyznaje się jak doi Złotów. Szczery lesnik ale wulgarny.Data dodania komentarza: 12.06.2025, 19:03Źródło komentarza: Nowe stanowisko w Urzędzie Miejskim w Złotowie – polityczna spłata czy realna potrzeba?
Reklama
Reklama