Czy w Złotowie są jakieś pilne problemy do rozwiązania? A może istnieje potrzeba rozpoczęcia jakiejś inwestycji? Wygląda na to, że już wszystkie zadania zostały wykonane w poprzedniej kadencji. Wskazuje na to chociażby to, że repertuar najbliższej sesji otwiera sprawa z natury błaha, tj. nadanie tytułu Honorowego Obywatela Miasta Złotowa. Na dodatek obecne władze Złotowa jadą na bogato. Tyle nazwisk w jednym rozdaniu na jednej sesji jeszcze nie było. Imponująca, hurtowa promocja do lokalnego panteonu chwały. A może groteska?
Na liście nominowanych znaleźli się:
Agnieszka Bednarek
Paweł Fertikowski
Regina Kaźmierowska
Paulina Maj-Erwardt
Andrzej Świetlik
Jakub Wawrzyniak
Burmistrz Pieniążkowski, wcześniej związany z zarządzaniem infrastrukturą sportową, postanowił podać radnym solidną porcję nominacji. Można by rzec, że formacja samorządowa serwuje nam „Pakiet Olimpijski”, do którego dołączają jeszcze dwie kandydatury o innym profilu. Sześciu bohaterów w jednym odcinku, tego jeszcze w Złotowie nie grali. O co w tym wszystkim chodzi? Jesteśmy ciekawi motywacji kapituły, jej uzasadnienie zapewne przedstawione zostanie w trakcie obrad. Dlaczego jednak pojawia się tak wielka ilość kandydatów? Trudno nie odnieść wrażenia, że uhonorowanie aż sześciu osób, i to tylko podczas jednej sesji, choć z pewnością formalnie dopracowane, w praktyce prowadzi do pewnej dewaluacji rangi tego zaszczytu. Gdyby za takim pakietowym działaniem stała jakaś wyjątkowa, nadzwyczajna okoliczność, powiedzmy upadek represyjnego ustroju, wymuszona pauza w funkcjonowaniu samorządu czy inne obiektywne przeszkody można by zrozumieć ten sposób działania. A tak...
Stali obserwatorzy życia w Złotowie potrafią łączyć kropki. Tajemnicą Poliszynela jest fakt ostrej wojny, swoisty rozbrat w lokalnej grupie samorządowej, którą do niedawna łączył jeden cel. Wtedy zaczęła się złotowska wojna....
Wiemy, kto z kim, kto obok kogo, kto przeciwko komu. Kto jest twarzą fundacji, a kto jej honorowym przyjacielem. W małym mieście koterie nie chowają się w cieniu, one pozują do zdjęć, najlepiej w albumach „Złotowskich Twarzy”. I choć z zewnątrz może wyglądać to jak celebracja sukcesu lokalnych postaci, sportowców, działaczy, ludzi zasłużonych, to z bliska czuć wyraźny zapach pewnej strategii.
Oto więc kolejna scena spektaklu, w którym zamiast gestu ponad podziałami, otrzymujemy manewr ponad głowami a dokładniej: ponad głowami mieszkańców. Bo trudno nie zauważyć, że w cieniu spodziewanych uzasadnień merytorycznych majaczy coś jeszcze, próba przejęcia. Szkoda, bo przecież każda z tych osób zasługuje, by o ich osiągnięciach mówić osobno, z uwagą i należnym szacunkiem a nie wrzucać ich do jednego worka pod tytułem „pakiet majowy” w celu ukrycia bieżących problemów i ocieplenia nadszarpniętego wojnami wizerunku.
A skoro o problemach, to dziś obchodzimy Dzień Samorządu Terytorialnego, święto m.in. wszystkich urzędników, którzy z pasją piszą wnioski, walczą o środki unijne i... no cóż, czasem nie dowożą tematu do szczęśliwego końca. Tak się bowiem składa, że najnowszy ranking naboru FEWP.07.03 Kultura i Turystyka, pokazuje nasz złotowski projekt (czytaj: wniosek o dofinansowanie amfiteatru, jednego z głównych symboli kampanii wyborczej burmistrza Pieniążkowskiego i jego zaplecza) na pozycji nr 23, i to w tabeli pt. projekty niewybrane do dofinansowania ze względu na niewystarczającą alokację – ocena negatywna.
Tak, dobrze czytacie, nowy, uśmiechnięty samorząd nie dowiózł tematu. A to właśnie kultura i turystyka były w poprzedniej kadencji powodem do dumy (pamiętacie Fundusze Norweskie?). Dziś… pudło. Nie podium i spadek z pudła. Pudło z głośnym hukiem. W języku sportowym: przegrana w rundzie eliminacyjnej. W języku administracyjnym: wniosek oceniony negatywnie. W języku mieszkańców: rozczarowanie. Na usprawiedliwienie burmistrza Pieniązkowskiego należy podać to, że trwa kampania wyborcza o urząd Prezydenta RP, w której zaangażował się po stronie jednego z kandydatów. Nie trudno zgadnąć jakiego.
Z informacji, które codziennie do nas przesyłacie, wynika jedno: społeczność Złotowa jest czujna. Wiemy, że piszą do nas osoby z samego tygla decyzyjnego, nieprzypadkowe, konkretne i zaangażowane. Miasto odpowiada na nasze pytania z zegarmistrzowską precyzją… w ostatnim możliwym dniu. Dlatego właśnie sesje są dla nas cenniejsze niż oficjalne komunikaty czy pokrętne odpowiedzi na pytania, bo to tam dzieje się najwięcej.
A co się dzieje? Otóż już jutro zapowiada się sesja, na której inicjatywę ma przejąć ekipa burmistrza wobec jednej z radnych. Ponoć szykowany jest spektakl i to nie byle jaki. Ma to być teatr dla publiczności, który nie tyle rozwiązuje problem, co buduje narrację.
Ale to nie wszystko. W tle mamy też wątek godny serialu kryminalnego: klincz dwóch radnych, którzy po ostatnim konflikcie zostali po przeciwnych stronach barykady. Dziś łączy ich jedynie wzajemny żal, złość… i wspólna wiedza o tajemniczym wniosku. Wniosku, który wpłynął, ale nie został podpisany. Nie wiemy, czego dotyczył, ani kto miał być jego beneficjentem. Wiemy natomiast jedno, przyszły beneficjent zapomniał się podpisać.
Właśnie ten mały detal stał się nicią porozumienia między dwójką radnych, z których jeden doświadczony w radzie, znający niejedną zakulisową rozgrywkę, wpadł na pomysł, który dziś wywołuje gorączkę nie tyle moralną, co prawną. Do tej pory mieliśmy do czynienia z klinczem a może, jak pisał Sienkiewicz : ,,złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyna za łeb trzyma". Ostatecznie jednak, jak donoszą nasze źródła, nie ma już przestrzeni na presję, groźby czy naciski. Wrzód dojrzał. I być może na najbliższej sesji pęknie. O tym także nie dowiemy się w trybie dostepu do informacji, pozostaje poczekać, która strona pierwsza wyjdzie z cinia tej szemranej sprawy.
Napisz komentarz
Komentarze